Przeskocz do treści

 

W niedzielę 28 sierpnia 2022 r. J. E. Ksiądz Arcybiskup Marek Jędraszewski, metropolita krakowski, podczas Mszy św. o godz. 11 w kościele parafialnym w Niegowici ukoronuje łaskami słynący obraz Matki Bożej Wniebowziętej.

Obraz jest czczony w tejże świątyni od 1610 r. Parafia Niegowić istnieje od XIII wieku, lecz w swojej historii niewątpliwie zasłynęła najbardziej z powodu trzynastomiesięcznej obecności w niej i pracy duszpasterskiej (od 28 lipca 1948 do 17 sierpnia 1949), świętego Wikarego – ks. Karola Wojtyły. Czyniąc refleksję nad wielowiekową historią tej „papieskiej parafii”, trzeba nade wszytko podkreślić wiarę i pobożność miejscowych wiernych oraz losy jej świątyni.

(zob. Historia - parafialna strona)

Obraz Matki Bożej Wniebowziętej czczony był przez wieki przez prosty nadrabski lud. Do wybitnych postaci pochodzących z tejże parafii należy niewątpliwie pokorny zakonnik, karmelita bosy z przełomu XIX i XX wieku, dziś kandydat na ołtarze Kościoła, który jak perła lśni w koronie Maryi – Sługa Boży o. Anzelm Gądek OCD.

Maciej Józef Gądek urodził się 24 lutego 1884 r. w Marszowicach, w archidiecezji krakowskiej, jako drugie dziecko Antoniego (1854-1915) i Salomei z Kowalskich (1856-1899). Następnego dnia po urodzeniu, został ochrzczony przez ks. proboszcza Jana Popławskiego w kościele parafialnym pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Niegowici. W niemowlęctwie, dzięki modlitwie rodziców do Matki Bożej, został uzdrowiony z choroby zagrażającej jego życiu. W niegowickiej świątyni Maciej także przystąpił do Sakramentu pokuty, przyjął Pierwszą Komunię Świętą i był ministrantem. W latach 1891-1894 uczęszczał do szkoły ludowej w Niegowici. Jego przyrodnia siostra, Salomea, późniejsza karmelitanka bosa, s. Maria Karmela od św. Józefa OCD (1906-1978), tak wspomina atmosferę domu rodzinnego:

Nasi najdrożsi rodzice byli naprawdę bardzo dobrzy i religijni. Często uczęszczali do św. Sakramentów, zwłaszcza mamusia miała wielkie nabożeństwo do Matki Najświętszej. Nasz kościół parafialny w Niegowici był pod wezwaniem Matki Bożej Wniebowziętej. Jest tu Jej cudowny obraz pochodzący z początku XVII-go wieku, umieszczony w wielkim ołtarzu. Przed tym obrazem mamusia często się modliła. Wszystko – jak mówiła – powierzała Matce Bożej, cały dom i całą rodzinę. Gorąco i serdecznie modliła się za to dziecko, które miało przyjść na świat. Na klęczkach oddawała je pod opiekę Matce Najświętszej. Bardzo głęboko sama przeżywała swoje zadanie macierzyństwa. Mówiła, że jest odpowiedzialna za każde dziecko przed Bogiem. Nasi rodzice każde dziecko przyjmowali bardzo radośnie, jako wielki dar od Boga im dany. Mamusia swoje nowe dzieciątko, czy to będzie syn czy córka, jeszcze przed urodzeniem ofiarowała je Matce Najświętszej. Widocznie mile Matka Boża przyjęła tę ofiarę, kiedy w tak młodym wieku zabrała sobie małego Maciusia do swego świętego Zakonu (Krótkie wspomnienia).

Sługa Boży sam wspominał po latach: Mama naprawdę była świętą niewiastą. To, co nam mówiła o Bogu, sama tym żyła, miała to w swoim sercu i przelewała w nasze. Ona mnie uczyła kochać Boga i ona też w mym sercu zaszczepiła gorącą miłość i nabożeństwo do Matki Najświętszej (tamże).

Maciej Gądek opuścił dom rodzinny mając 11 lat. Zamieszkał w konwikcie św. Rafała Kalinowskiego w Wadowicach, gdzie rozpoczął naukę w gimnazjum państwowym im. Marcina Wadowity. W 1901 r. wstąpił do Zakonu Najśw. Maryi Panny z Góry Karmel w Czernej, k. Krakowa. Jako nowicjusz oddał się całkowicie Matce Bożej, by jak najdoskonalej wypełnić swoje powołanie. Postanowił: „Mogę być i muszę zostać świętym!”

Śluby zakonne złożył 17 VIII 1902 r. i został wysłany przez przełożonych na studia teologiczne na Uniwersytet Gregoriański w Rzymie, gdzie 25 VII 1907 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Wiosną 1909 r. przed obrazem Maryi Wniebowziętej w Niegowici odprawił Mszę św. prymicyjną.

Sługa Boży przez całe życie kochał Matkę Bożą i Jej poświęcał dzieła, jakie w posłuszeństwie zakonnym Bóg pozwalał mu pełnić: w latach 1909-1915 pracował duszpastersko w Krakowie (klasztor przy ul. Rakowickiej), pełniąc zadanie magistra kleryków oraz wykładowcy teologii; w czasie pierwszej wojny światowej 1915-1917 przebywał w Wiedniu wraz z polskimi klerykami; w 1920 r., będąc przeorem klasztoru w Wadowicach, założył tam niższe seminarium i tego samego roku został mianowany pierwszym prowincjałem karmelitów bosych w Polsce; w 1921 r. przy współudziale sł. B. Teresy Janiny Kierocińskiej (1885-1946), założył zgromadzenie sióstr karmelitanek Dzieciątka Jezus; w 1925 r. został powołany do Rzymu, gdzie założył międzynarodowe Kolegium Karmelitów Bosych (przekształcone później w Papieski Wydział Teologiczny „Teresianum”) i przez prawie 20 lat (1926-1945) był rektorem tej karmelitańskiej uczelni, formując kleryków do kapłaństwa; w latach 1931-1947 był doradcą generała zakonu; od 1929-1953 r. pracował dla Stolicy Apostolskiej; papież Pius XI mianował go wizytatorem apostolskim wyższych seminariów duchownych w Polsce i kolegiów rzymskich; a Pius XII ustanowił go konsultorem dykasterii watykańskiej (Kongregacja ds. Seminariów i Uniwersytetów Katolickich); po powrocie do ojczyzny w 1947 r. z woli przełożonych przebywał we Wrocławiu, gdzie rozpoczął duszpasterstwo dla repatriantów ze Wschodu, przy kościele Matki Bożej Ostrobramskiej (przy Ołbińskiej), w latach 1948-1960 trzykrotnie pełnił posługę prowincjała polskiej prowincji. Ostatnie lata życia 1960-1969 spędził w klasztorze w Łodzi i tam zmarł świątobliwie 15 X 1969 r. Jego grób znajduje się w przedsionku tamtejszego kościoła karmelitów bosych. Proces beatyfikacyjny w archidiecezji łódzkiej trwał w latach 2002-2008, obecnie toczy się na etapie rzymskim.

Modlitwy Sługi Bożego do Matki Bożej

W „Notatkach nowicjackich” br. Anzelma od św. Andrzeja Corsini, wśród ascetycznych postanowień i zapisków z rozmyślania odkrywamy jego myśli, świadczące o głębokim przeżywaniu przez młodego zakonnika daru wiary i konsekracji serca. Miłość do Maryi, czczonej w czerneńskim eremie, jako Królowa Szkaplerza św., zaprowadziła go do miłości Dzieciątka Jezus. Sługa Boży stał się wielkim czcicielem Dzieciątka Jezus.

W 1903 r. zapisał postanowienie: Obraz Dzieciątka Jezus zawsze mieć w sercu i przed oczyma; naśladować ukryte życie Jezusa w Nazarecie; kochać szczególnie i jakby na rękach nosić Dzieciątko Jezus. Jezu! Daj mi łaskę, bym zawsze z Tobą w sobie mieszkał.

Prosił Matkę Bożą, by zachowała mu szatę niewinności serca: O, Matko najlepsza, Maryjo, zachowaj mi całą szatę, jeśli ją z łaski Bożej posiadam. W ręce Twoje ją złożę. Zachowaj mi ją do dnia odpłaty”. „Maryjo, Pani i Matko nasza, Tobie oddaję mą duszę, miej o niej pieczę.

W modlitwie kontemplacyjnej, wpatrując się w Maryję, pragnął upodobnić się do Niej przez praktykowanie cnót, którymi Ona szczególnie jaśniała i czynił akty całkowitego oddania się Jej na wieczną własność: Czystość serca i czystość ciała, miłość Bożą i miłość bliźniego, pokorę i prostotę, racz mi wyprosić, Matko najukochańsza, Pani najjaśniejsza; oto ja, Maryjo, jestem Twój na wieki!

Pragnął, by Ona nauczyła go kochać Chrystusa: Spraw, proszę, o Maryjo, abym kochał Jezusa Twoim Sercem najczystszym. Oddam śluby me Panu, wezmę dziedzictwo ojców moich, i żył będę, jak przystało na karmelitę bosego, Syna Maryi – Królowej i Pani Karmelu. W zakonie Maryi winienem być aniołem przez czystość serca, przez posłuszeństwo, i zupełne umorzenie siebie. Daj mi łaskę, o Jezu, za przyczyną Maryi, bym umarł w życiu dla siebie, a żył w śmierci dla Ciebie. […] Jestem synem wielkiej Królowej, ale to nie daje mi znaczenia ani zacności w oczach Bożych, jeśli uczynki moje nie będą świadczyły o szlachetności i wysokości mego pochodzenia. A jak dotąd, niczym nie przypominam, że jestem dzieckiem Matki «pięknej miłości i bojaźni i poznania i świętej nadziei»; przeciwnie, tyle łask zmarnowanych, tyle czasu straconego, tyle lenistwa w rzeczach duchownych, tyle Komunii świętych, a tak mało owocu! Wszystko czynić z czystą intencją dla Boga, z jak największym zapałem i gorliwością. Wola i chwała Boża, przez Maryję – do Jezusa!

Z jego serca wznosiły się gorące pragnienia, za którymi szły także czyny:

Cóż Ci oddam, Maryjo, Matko moja, za wszystko, co mi dałaś? Ukocham Cię najdelikatniejszą miłością, będę rozszerzał cześć Twojego Syna, śluby moje zachowam aż do śmierci, Ciebie będę naśladował, dla Ciebie pracował, i inne dzieła, jakichkolwiek zechcesz, dla chwały Twojej i miłości dokonywał.

Pod koniec życia, z okazji jubileuszu 60-lecia profesji zakonnej (1962), Sługa Boży podsumowując swoje życie, dał świadectwo przeżywania szczęścia z łaski powołania. Wskazał też na rolę, jaką w jego duchowości spełniła Matka Boża:

Życie karmelitańskie, to życie radosnej miłości. I to, co mnie trzymało w tym życiu zakonnym, to była radość, że jestem karmelitą. To mi zawsze dodawało siły. Rozmaite były przeżycia, rozmaite trudności, rozmaite walki, ale w tym wszystkim zawsze byłem szczęśliwy jednym szczęściem, że ten Karmel naprawdę kocham.

Matka Najświętsza zstąpiła i odziała mnie w suknię Karmelu, w suknię zbawienia, w suknię sprawiedliwości, a razem z tym powierzyła mi to, co miała najdroższego - Boskie Dzieciątko, już nie w figurce, ale naprawdę żywe, szczególnie w życiu kapłańskim, gdzie codziennie miało się to Dzieciątko w rękach - to Verbum caro factum est. I stąd rodziło się potem wszystko, nie przez moją jakąś zasługę czy pracę, ale przez moc tej ofiary zakonnej, przez moc ofiary Mszy świętej, w której mówimy: w duchu pokory i sercem skruszonym. Z tego wszystkiego Matka Boża wyprowadziła potem te wszystkie prace, te wszystkie dobre rzeczy, a zakryła to, co nie było dobre, bo Matka Boża i Pan Jezus są tacy dobrzy, że nigdy nie opowiadają o błędach, ale raczej ukazują to, co dobre.

Niech i na nas spełnią się Słowa sł. B. o. Anzelma Gądka: „Niech każdy Polak będzie koroną Maryi, jak Maryja jest Królową Polski.”

s. Konrada Dubel CSCIJ


Zapraszamy po więcej informacji:

Koronacja Matki Bożej w Niegowici

Strona Parafii w Niegowici


Oto relacja z wydarzenia:

https://diecezja.pl/aktualnosci/koronacja-wizerunku-najswietszej-maryi-panny-wniebowzietej-w-niegowici/

 

1 VIII
Bądź dzieckiem Eucharystii – bądź dzieckiem Maryi.
2 VIII
Bądź wielkoduszną i rozpraszaj „chmury” torując sobie drogę do „Słońca”, wielką ufnością w dobroć i piękność Bożą.
3 VIII
Duch modlitwy i kontemplacji jest weselem i podniesieniem, więc oddając się Bogu, czyń to z radością.
4 VIII
Modlitwa, umartwienie i radość miłości – to duch Karmelu; by jednak był stały, budować go trzeba na fundamencie pokory.
5 VIII
Trzeba się zaprzeć samego siebie, ukryć się w milczeniu, w modlitwie pomnażać siły; wspinać się na Tabor, żeby się przemienić; na Kalwarię z krzyżem, żeby na Nim umrzeć; a potem zmartwychwstać i z Góry Oliwnej wstąpić do raju, gdzie wieczna uczta.
6 VIII
Bądź wdzięczna Bogu za wszystko, najwięcej za cierpienie, bo to „relikwia” Krzyża Jezusowego - zwłaszcza, jeśli oczyszcza, oświeca i jednoczy duszę z Panem Jezusem.
7 VIII
Miej zawsze przed oczyma świętość celu, wczuwaj się coraz więcej w ducha dziecięctwa i rośnij ofiarną miłością.
8 VIII  Przemienienie Pańskie
Umocniona darami Ducha Świętego masz szukać Boga w swojej myśli, w woli, w swojej duszy – w niej ma być niebo na ziemi, żeby potem przemienić się w niebo wieczności.
9 VIII
W jedności myśli i woli jest siła, więc nawet z małymi środkami można dokonać wielkich rzeczy.
10 VIII
Świętość buduje dzieła Boże.
11 VIII
Cieszę się, że duchowo odpoczęłaś, bo często pogoda ducha więcej krzepi niż zdrowie.
12 VIII
Życzę ci wesela wewnętrznego, takiego, które rodzi się z ofiary.
13 VIII
Uświęcaj się miłością Matki Najświętszej, z Nią razem przeżywaj tajemnice życia Jezusowego.
14 VIII
Spojrzenie na Dzieciątko Jezus i na Matkę pięknej miłości niech będzie twoją intencją i pobudką działania.
15 VIII Wniebowzięcie NMP
Przy tabernakulum i przy Sercu Matki znajdziesz wszelką radość: z cierpienia, z ofiary, nawet z opuszczenia i pozbawienia pociechy.
16 VIII
Wczuwaj się w życie eucharystyczne Jezusa – Sercem Matki Najświętszej je rozważaj i adoruj.
17 VIII
Skrucha i pokora serca są ponad wszystkie dzieła i mądrość, bo te dwie cnoty rodzą dziecięctwo Boże i są fundamentem naszego obcowania z Bogiem i z bliźnimi.
18 VII
Jeśli cię kiedyś upadek zasmuci, z ufnością podnoś oczy mówiąc – Boże, Ty wiesz, że cię kocham.
19 VIII
Dziecięctwo Boże w naszej duszy, to najpiękniejszy dar dobroci Ojca niebieskiego.
20 VIII
Pomnażając się w latach, pomnażaj się w cnotach – w pokorze i ofiarnej miłości, bo cnoty nigdy się nie starzeją, ale zapewniają młodość ducha.
21 VIII
Czym więcej w latach, tym więcej w ofierze i w bliskości Boga, tym więcej w modlitwie i zjednoczeniu.
22 VIII
Cieszę się, że radośnie służysz Panu Jezusowi, niech ta radość będzie pełna już teraz – w niebie twej duszy.
23 VIII
Życzę, by przy słabnących siłach, była mocna wiara, ufność i miłość, by mimo cierpień, była w duszy pogodna radość z obecności Bożej.
24 VIII
Dziecięctwo Boże niech cię formuje na prawdziwe dziecko Boże, na prawdziwą karmelitankę i na apostołkę malutkich.
25 VIII
Karmelitankę poznaje się po miłości, jaką obejmuje Dzieciątko Jezus i Jego Matkę.
26 VIII  NMP Częstochowskiej
Hostia i kielich niech będą symbolem i treścią twoich codziennych ofiar, a Maryja wzorem tego mistycznego kapłaństwa, w którym wyniszczenie i miłość jednoczą się w całość.
27 VIII
Pamiętaj zawsze o Małym Jezusie - spojrzeniem, uśmiechem, słowem, a najwięcej ofiarnym poświęceniem.
28 VIII
Wstępuj na wyżyny miłości, na głębię pokory, na radość ofiary, na pełność dziecięctwa!
29 VIII
Czyń prawdę w miłości, bo prawda nie kłamie, a miłość jest zawsze nowa.
30 VIII
Najwięcej kochamy Pana Boga miłością bliźniego.
31 VIII
Zwracaj szczególną uwagę na miłość bliźniego, bo gdy ona będzie ofiarna, prosta, szczera bez wzajemności, wtedy i miłość Boża będzie doskonała.

 

  Nawet pobożni dziwią się, dlaczego Teresa od Dzieciątka Jezus jest tak kochana i wzywana, i zdaje się im, że za wiele jest tej czci, jaką odbiera Dziewica z Lisieux. Gdy jednak ktoś głębiej się wczuje w dzieje tego „maleńkiego kwiatka”, gdy wczyta się w ten jeden prosty, a tak szczerze Boży kantyk jej życia, dziwić się będzie, dlaczego Teresa nie jest jeszcze bardziej kochana. Bo życie tego kwiatka, to nic innego, jak rozradowane Magnificat ku czci Boga i ku czci Matki Najświętszej, w którym rozwijają się do wyżyn niedościgłych: wiara, ufność i miłość, cudowną wprost prostotą dowodząc, jak będąc maleńką, można podobać się Najwyższemu.

To dziecko Karmelu porywa dusze nie ilością swych cudów, lecz najpowszedniejszym z cudów, że świętość polega nie na wielkości uczynków, lecz na wielkości miłości w najdrobniejszych rzeczach. Pokorne Magnificat Niepokalanej Dziewicy Maryi: to treść życia Teresy. Miłość jej złoci tak heroiczne ofiary, jak codzienność dnia zwyczajnego, podobnie jak słońce barwi swym blaskiem zarówno szczyty gór w śnieżystą odziane szatę, jak i niskość kwiatka ukrytego w dolinach.

Gdzież Teresa wyczuła piękność doskonałości tak wysokiej, a przy tym tak prostej i Bożej? Sama się nazywa kwiatem Maryi. Maryja była formą jej świętości; na wzór Matki Jezusowej stała się najmniejszą służebnicą, żyjącą według słowa Ewangelii: „Jakże proste jest życie Maryi!” W tej to formie i miłości Maryi znalazła Teresa świętość tak wysoką, a tak wszystkim przystępną, bo cóż łatwiejszego jak naśladować Matkę?

(...) Od maleńkości jest między Teresą a jej niebieską Królową serdeczność dziecięcego współżycia. Pomińmy szczegóły, które z takim artyzmem opowiada o swym nabożeństwie majowym, o dwóch świeczkach, przejdźmy w milczeniu nad jej pierwszą spowiedzią, z której tak dobrze pamięta naukę spowiednika i postanowienia, by jeszcze goręcej kochać Królową nieba, zostawmy jej dziecięcy rachunek sumienia, w którym pyta, czy Maryja była dziś z niej zadowolona, niepodobna przecież pominąć pierwszego spotkania Dziecka z Matką Najświętszą, spotkania, które możemy to twierdzić, stało się źródłem jej duchowego dziecięctwa. Opisuje je w Dziejach duszy.

W chorobie „nie znajdując pomocy na ziemi i umierając z boleści, zwróciłam się do mojej niebieskiej Matki, prosząc ją z całego serca, by się wreszcie nade mną zlitowała. Nagle statua się ożywiła. Dziewica Maryja stała się tak piękna, tak piękna, że nie mam wyrazów na oddanie tej piękności niebieskiej. Oblicze jej tchnęło słodyczą, dobrocią, czułością niewypowiedzianą, ale do głębi przejął mię zwłaszcza jej zachwycający uśmiech! Na ten widok znikły wszystkie moje utrapienia, łzy wytrysnęły mi z oczu, były to łzy niczym niezamąconej, niebiańskiej radości! Najświętsza Dziewica postąpiła ku mnie... uśmiechnęła się do mnie... O, jakże jestem szczęśliwa, pomyślałam, ale nikomu o tym nic nie powiem, bo moje szczęście zniknęłoby bezpowrotnie...” Teresa została uzdrowiona.

Zdarzenie to zestawione z całością jej życia tłumaczy nam tajemnicę jej dziecięctwa duchowego, tego codziennego uśmiechu wśród najtrudniejszych ofiar i cierpień, jakie dawała Bogu, rzucając ustawicznie róże. Uśmiech Maryi stał się dla niej wiosną majową, w której mnożyły się jej cnoty, a męczeństwu jej wewnętrznemu towarzyszyła radość cichego zaparcia. Łaska ta odnowiła się przy jej pierwszym spotkaniu się z Jezusem, przy Komunii świętej. Jakże rzewnie i serdecznie wspomina przy swym ofiarowaniu się w ten dzień Matce Bożej ten jej uśmiech: „Wspominałam na jej widzialny uśmiech, który mnie wtedy uzdrowił. Wiedziałam dobrze, co jej zawdzięczam... Wszak to ona dziś z rana złożyła w mym sercu swojego Jezusa, ów kwiat polny i lilię padolną”.

Są przy klasztorach Karmelu ogrody zamknięte, w których zaciszu oddane Bogu dziewice zażywają czasem świeżego powietrza. Nie o tych ogrodach tu mowa, lecz o tym mistycznym, w którym kwitną kwiaty Bożą zroszone rosą i Bożą hodowane ręką. Teresa z ziemi bezwodnej przeszła do tego ogrodu i oddała się w ręce niebieskiej ogrodniczki. Maryja umieściła ją w nim nad obfitym źródłem wód i sama objęła troskę o to dziecko swoje, któremu już tyle względów wyświadczyła.

(...) Teresa, opisując swe szczęście mówi: „Maleńka, nowo narodzona Maryja ofiarowała małemu Jezusowi swój mały kwiatek. W dniu tym wszystko było maleńkie... wielkie tylko były łaski, które otrzymałam...” Jakie to były łaski? Wskazuje je dalszy ciąg jej życia, wzorowany na Maryi i na jej życiu prostym. Nie tyle sama się doskonali, ile pozwala się urabiać swej Matce. „Wyobrażałam sobie moją duszę, jako leżącą odłogiem, i prosiłam Matkę Najświętszej, aby ją oczyszczała od niedoskonałości”. Życie jej zakonne rozwija się w swej prostocie, jako naturalne obcowanie ze swoją ukochaną Matką. Gdy cierpi, gdy się cieszy, gdy wielkie myśli snuje o misjach, gdy duszami nowicjuszek kieruje i przegląda ich myśli, szuka rady u swej Matki. W największym swoim opuszczeniu i oschłości największą jej siłą i modlitwą jest Zdrowaś Maryjo. Maryja była formą jej świętości. Sama to stwierdza i streszcza:

„Jak skończy się historia małego kwiatka? Może będzie zerwany w całej swej świeżości i przeniesiony do innej przystani?... Nie wiem, ale pewna jestem, że miłosierdzie Boga zawsze mu towarzyszyć będzie i że nigdy nie przestanie błogosławić Matki, która go dała Jezusowi. Na wieczne czasy cieszyć się będzie, że jest jednym z kwiatów Jej korony, na wieczne czasy śpiewać będzie ze swą Matką ukochaną pieśń zawsze nową, miłości i wdzięczności”.

Miłość Teresy do Matki Boga rośnie od pierwszego uśmiechu aż do ostatniego spotkania, gdy padół jej zamieni się w krainę żyjących. Lecz w miarę zbliżania się tej chwili dusza jej przechodzi przez prawdziwy czyściec mąk zewnętrznych i wewnętrznych. Udręczona czuje nieprzyjaciela przy sobie: „Szatan jest przy mnie, a ja nie mogę się modlić... Mogę tylko patrzeć na Najświętszą Matkę wymawiając imię Jezus”.

Rzadko spotykamy u największych nawet czcicieli Maryi tak proste, a zarazem tak głębokie myśli o niebieskiej naszej Matce, jak u Teresy. Mówiło tu serce dziecka. „O, jakże kocham Maryję! Gdybym była kapłanem, jakże pięknie mówiłabym o Niej! Przedstawiają Ją zwykle, jako niedostępną i niedościgłą, gdy należałoby raczej ukazać, że jest łatwa do naśladowania. Jest Ona bardziej Matką niż Królową! Dziewica Maryja! Jakże proste wydaje się mi Jej życie!” Tak, bo dziecku życie Matki zawsze wyda się proste.

(...) Ostatnie jej chwile są śpiewem dziecka do Matki i uśmiechem miłości do Niej. Gdy jej nie dano pozwolenia na śmierć, jak o to prosiła, rzekła: „Niczego się nie dopraszam, byłoby to opuścić drogę zgadzania się z wolą Bożą, proszę tylko Matkę Najświętszą, by przypomniała Panu Jezusowi nazwę Złodzieja z Ewangelii, niech nie zapomni mnie ukraść...” Jezus zbliżał się rzeczywiście, 30 września, nad ranem, powiedziała do sióstr, spoglądając na statuę Maryi: „Modliłam się do Niej gorąco, ale było to konanie bez promyka pociechy!” Pociecha była blisko. Maryja zeszła z nieba, by zabrać dziecko i oddać je Jezusowi. Głos dzwonu na Ave Maria zwiastował Jej przybycie. Teresa z niewysłowioną miłością spojrzała na wizerunek Niepokalanej swej Matki; zdawało się, że śpiewa hymn wiosenny, w którym ranna jutrzenka rumieni się zorzą wieczorną!... Grot miłości Boga i Maryi zadaje jej ostatni pocisk: „O, jakże kocham Boga... Kocham Cię...” A potem podniosła oczy, pełne zachwytu i niebiańskiego pokoju, ku Matce Najświętszej... A potem już oko nasze nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce nasze nie pojmie, jaką chwałę Maryja zgotowała swojemu Dziecku!..

Na grobie zakwitły lilie, z nieba posypały się róże, a ich woń napełnia świat. Niektórym zdaje się, że krzywda dzieje się Matce Boga, bo Teresa jest za wiele wzywana. Słuchajmy samej Teresy: „Mówiono mi, że Jej blask (to jest Maryi) zaćmiewa wszystkich świętych, jak słońce wschodzące swym blaskiem zaćmiewa gwiazdy. Mój Boże, czy to możliwe? Matka miałaby umniejszać chwałę swych dzieci? Ja myślę zupełnie przeciwnie, mam przekonanie, że Ona właśnie pomnaża chwałę wybrańców nieba”. Czy to prawda? Niech sądzą o tym wierni słudzy Maryi i czciciele Teresy od Dzieciątka Jezus!

Zob. Mała droga dziecięctwa duchowego, Łódź 1997, t. 1, s. 68-77.