Corocznie, w dniu 15 października cała rodzina karmelitańska obchodzi uroczystość Reformatorki Zakonu i Doktora Kościoła św. Teresy od Jezusa. Również w tym szczególnym dniu siostry karmelitanki Dzieciątka Jezus obchodzą rocznicę śmierci swojego Ojca Założyciela Sługi Bożego Anzelma Gądka OCD, który odszedł do wieczności 15 X 1969 r.
W bieżącym roku 2022 w łódzkiej wspólnocie Zgromadzenia przy ul. Złocieniowej 38, obchody 53. rocznicy śmierci Ojca Założyciela rozpoczęto Mszą świętą o łaskę jego beatyfikacji, sprawowaną w zakonnej kaplicy o godz. 7.00 przez o. Piotra Bajorka OCD. Następnie siostry uczciły rocznicę śmierci Ojca Założyciela krótkim wspomnieniem i znaną pieśnią: Szczęśliwy Czcigodny Nasz Ojcze...
Po południu wysłuchały archiwalną konferencję Ojca Założyciela, wygłoszoną do przełożonych Zgromadzenia w Sosnowcu w 1968 r. oraz obejrzały prezentację Refleksje w jesieni życia..., przygotowaną przez siostrę wicepostulator. Siostry z uwagą i refleksją wysłuchały nauki Ojca Założyciela, który nie przestaje do nas mówić przez swoje pisma i świadectwo życia. Zarówno konferencja, jak i prezentacja są dostępne na blogu www.anzelgadek.pl i wiele naszych wspólnot skorzystało z tych materiałów.
Wieczorem, o godz. 18.00 w kościele ojców karmelitów przy ul. Liściastej 9, pod przewodnictwem o. Ernesta Zielonki OCD, przeora i proboszcza parafii, została odprawiona Msza św. dziękczynna za dar życia Sługi Bożego oraz o łaskę jego beatyfikacji. Przed Mszą św. modlono się w kruchcie kościoła przy sarkofagu o. Anzelma, polecając jego wstawiennictwu wszystkich proszących o modlitwę o łaski za jego przyczyną.
W obchodach rocznicowych wzięły udział siostry z pobliskich wspólnot, na czele z obecną m. Błażeją Stefańską, przełożoną generalną, a także liczni wierni.
W wygłoszonym kazaniu O. Ernest poruszył ewangeliczny temat wiary, o którą powinniśmy nieustannie prosić Boga, do czego inspiruje nas w swoim nauczaniu także o. Anzelm. Sługa Boży zachęca do pokornej i wytrwałej modlitwy, do pogłębiania naszej wiary „która życie życiem czyni, podnosi, uszlachetnia, zapewnia mu byt i szczęśliwość wieczną.”
Wspólnotowe przeżywanie rocznic Założycieli Zgromadzenia daje siostrom okazję do wzajemnego umacniania się w powołaniu i charyzmacie, czerpania z dziedzictwa duchowego Zakonu i swojego Zgromadzenia. Niech Sługa Boży o. Anzelm wyprasza nam u Dzieciątka Jezus łaskę wiary, która „ożywia miłość i przemienia ją w świętość życia” (DMD XIV,7).
s. Imelda Kwiatkowska
Kazanie o. przeora Ernesta Zielonki OCD wygłoszone podczas Mszy świętej o łaskę beatyfikacji Sługi Bożego Anzelma Gądka, w 53. rocznicę jego śmierci. Łódź, 15 X 2022 r.
„Jezus powiedział swoim uczniom przypowieść, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 1. 8)
Nieustanna, wytrwała modlitwa i wiara, która wszystko przetrzyma, która się nie obraża, gdy sędzia na początku mówi „nie”, która daje moc, aby ciągle pukać. 53 lata temu do bram wieczności zapukał o. Anzelm. Jest to dla nas, karmelitów, dzień szczególny, gdyż oddajemy w nim cześć św. Teresie od Jezusa, kobiecie wielkiego ducha, a przede wszystkim głębokiej wiary. Taki też był o. Anzelm.
Zanim przejdziemy do jego rozważań o wierze, wspomnę krótkie świadectwo brata Adama Ryszki OCD (1927-2002), który przez wiele lat był w naszym łódzkim klasztorze kucharzem i znał o. Anzelma z jego ostatnich lat pobytu tutaj w Łodzi. Gdy kiedyś zapytałem br. Adama o o. Anzelma, czy był on święty, jak to z nim było?
Br. Adam odpowiedział, że dla niego o. Anzelm był święty! Nie wiedział czy wcześniej był, ale pod koniec życia na pewno był święty. Trzeba dopowiedzieć w tym miejscu, że br. Adam był z pochodzenia Ślązakiem, więc nie „owijał w bawełnę”, ale szczerze mówił to, co myślał. Gdy więc zapytałem, po czym poznał tę świętość o. Anzelma, odpowiedział, „bo on z taką pokorą i prostotą przychodził do kuchni, by poprosić o coś do zjedzenia, gdyż miał swoje lata i nie wszystko mógł jeść…”. Natomiast cała reszta mądrych dzieł, które zdziałał o. Anzelm nie interesowały br. Adama.
Dla Sługi Bożego pokora i wiara były bardzo istotne. W jednym ze swoich pism zadaje sobie pytanie: „Co nam daje wiara? Życie wieczne! Jakże porywające i olśniewające są jej prawdy! Jakże uszlachetnia wiara nasz rozum i kształci go nie zwodniczymi wymysłami rozumu, lecz pewnością Boskiej wiedzy! Jakże wysoka ta wiedza, przewyższająca wszystko, co najinteligentniejsze umysły zdobyły, wyższa ponad pojęcia wszystkich duchów anielskich. Małe dziecko przez swoją wiarę więcej rozumie, niż najmędrszy filozof ze swoim naturalnym pojęciem! Dla nauki, dla sztuki, dla techniki, która z nauki płynie, ludzie tego świata tracą siły, zdrowie, majątek, a nawet sam rozum, by błądzić w mgławicy swych teorii i dociekań; dla prawdy zaś, którą Bóg podaje, która życie życiem czyni, podnosi, uszlachetnia, zapewnia mu byt i szczęśliwość wieczną, są i pozostają, jak kłody nieczułe” (DMD XIV, 3).
Pytanie bardzo aktualne również w dzisiejszych czasach, nie tylko dla ludzi młodych, lecz także dla starszych: po co wierzyć? Co mi daje wiara? Co to zmienia?
Ojciec Anzelm daje nam bardzo prostą odpowiedź: wiara „która życie życiem czyni, podnosi, uszlachetnia, zapewnia mu byt i szczęśliwość wieczną”. Myślę, że o. Anzelm bardzo by się „dogadał” z Janem Pawłem II, szczególnie w kontekście jego encykliki „Fides et ratio”. Dla Papieża był to temat wyjątkowo ważny i bliski, iż wiara i wiedza nie stoją w sprzeczności. To właśnie obecnie próbuje się je przeciwstawić na wszelkie możliwe sposoby, a nam, chrześcijanom, usiłuje się wmówić, że jako wierzący jesteśmy ludźmi trochę „ułomnymi”. Ojciec Anzelm w tym krótkim fragmencie pokazuje, że tak nie jest, ale że to właśnie wiara „życie życiem czyni”.
Benedykt XVI natomiast, pytany, dlaczego chrzcić dzieci, czy jest to godziwe, odpowiedział: tak, aby życie uczynić dobrym. Ale to właśnie wiara czyni życie dobrym.
Ojciec Anzelm, gdy pisze, aby „zawsze mieć wejrzenie na Ojca, zawsze podnosić myśl do Boga, zawsze słuchając głosu Ojca, nawiązywać z Nim miłosną rozmowę o tym, co się od Niego słyszy”, rozumie modlitwę podobnie jak św. Matka Teresa.
Czasami zastanawiamy się, jak można stale się modlić, czy nieustannie trwać w skupieniu, i popełniamy odwieczny błąd myśląc, że chodzi tu o „głowę”, o napięcie umysłu, podczas gdy, na co dzień, naszym umysłem, co najwyżej pół minuty – jak jest dobrze - dajemy radę się modlić, lecz stale modlić się umysłem - nie łudźmy się - tego to nawet św. Matka Teresa nie potrafiła. Mówiąc, zatem o modlitwie, ciągle myślimy o skupieniu intelektualnym, podczas gdy św. Teresa miała na myśli skupienie, które nazwałbym interpersonalnym. Tak, to również przedstawia o. Anzelm, pisząc: „mieć wejrzenie na Ojca”. Jest to jakby echo słów św. Matki: „Ty patrz na Tego, który na ciebie patrzy”. Powtórzył to również dwa wieki później prosty chłop z Ars, którego św. Jan Vianney, zainteresowany jego wpatrywaniem się w Najśw. Sakrament, zapytał, co tu robi: „Ja patrzę na Niego a On patrzy na mnie”.
Święta Teresa, gdy uczy o modlitwie, zachęca także, aby poszukać sobie towarzystwa, a jakie może być lepsze towarzystwo od towarzystwa Jezusa? Radzi więc siostrom, aby patrzyły na Niego i pozwoliły, by On patrzył na nie. Czyli, trzeba mieć zawsze to wejrzenie na Ojca, podnosić myśl, ale również ciągle słuchać głosu Ojca. Właśnie chodzi o to, by słuchać. My zatem na modlitwie ciągle musimy uczyć się milczenia.
Nie wiem, kto nam to wbił do głowy, że na modlitwie, to musimy „zagadać na śmierć” Pana Boga. Nie ma jednak takiej potrzeby. Lepiej, żeby to Pan Bóg nas „zagadał na śmierć”. On ma nam naprawdę więcej do powiedzenia, tylko my musimy nauczyć się Go słuchać. Wiemy jednak doskonale o tym, że problem zaczyna się w tym, że drugiego człowieka nie umiemy słuchać, a co dopiero Boga! Uczmy się, więc słuchać drugiego człowieka, a może dojdziemy do umiejętności słuchania głosu Ojca, nawiązując z Nim miłosną rozmowę o tym, co się od Niego słyszy.
Zdaje się nam również czasem, że modlitwa jest jakimś wielkim trudem, czymś uciążliwym, a o. Anzelm – cytując św. Matkę Teresę – mówi, że jest to miłosna rozmowa o tym, co się od Niego słyszy. Potrafimy wszak np. w małżeństwie czule do siebie mówić, a przecież modlitwa jest czymś bardzo podobnym: mówić do Boga z czułością i z czułością Go słuchać
I kończy o. Anzelm: „Nigdy zaś nie ustawać w wołaniu, w proszeniu: Panie przymnóż nam wiary!” (DMD XIV, 6) Jest to u o. Anzelma znak wielkiej pokory i realizmu. Te wszystkie rzeczy o miłości, czułości i patrzeniu, są piękne i wzruszające, ale my – jak to mówiła św. Matka – aniołami nie jesteśmy, tylko ludźmi, więc słabości u nas bardzo wiele, zatem i modlić nam się trzeba z pewnym realizmem, wołając: przymnóż nam wiary, „bo nigdy – podkreśla o. Anzelm - dosyć nie możemy wierzyć i nigdy dosyć kochać uczynkami wiary”.
Przypomina mi się w tym miejscu wypowiedź mojej dawnej parafianki z Rzymu, która twierdziła, że jest bardzo wierząca, a może nawet za bardzo wierząca. Ale o. Anzelm, jak słyszeliśmy, nauczając twierdzi wręcz coś innego, że nigdy nie jesteśmy dosyć wierzącymi. Ciągle, więc musimy się tego uczyć, a tajemnicą nieustannej modlitwy, wytrwałej i mocnej wiary jest pokora i realizm.
Trzeba nam zatem o to Boga prosić, gdyż sami z siebie, to możemy mieć najwyżej dużo pobożnych myśli, ale gdy przyjdzie starość i trzeba z pokorą iść do brata Adama i poprosić o ugotowanie czegoś, to potrzebujemy bardziej niż pobożnych myśli, tej prostej, pokornej wiary. Ojciec Anzelm tak właśnie nauczał, a i z pokorą praktykował w życiu codziennym, w tym naszym łódzkim klasztorze. Amen.