Przeskocz do treści

Wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego.

Najmilsi w Chrystusie Panu! Wśród tych pięknych dni majowych przypada uroczystość, która każe nam zapomnieć nawet o urokach przyrody, na które patrzymy i którym się przyglądamy, każe zapomnieć o wszelkiej ziemskiej piękności, a przenieść się myślą do tego piękna i szczęśliwości niebieskiej, której oko nie widziało, ani serce nie pojęło (por. 1 Kor 2, 9).

W 40 dni po Zmartwychwstaniu Jezus Chrystus, Syn chwały, wstępuje z tej ziemi do właściwego królestwa, wstępuje do nieba, aby zasiąść na prawicy Ojca swego, aby tam pamiętać o nas i wstawiać się za nami.

Po Zmartwychwstaniu Pan Jezus przebywał 40 dni na ziemi, dla usunięcia wątpliwości w sercach swoich uczniów ukazywał się im, pokazywał im swoje rany, wykładał tajemnicę swojego królestwa tak na ziemi, jak i w niebie, otwierał ich umysł. A kiedy przyszedł czas, wyprowadził ich i Matkę Najświętszą na tę samą górę, skąd rozpoczął niedawno pochód upokorzenia i wzgardy; chciał, aby miejsce, które było świadkiem Jego boleści i poniżenia, stało się miejscem Jego tryumfu i chwały.

Stanąwszy na górze popatrzył na zgromadzonych z dobrocią, i powiedział, żeby nie odchodzili z Jeruzalem, po czym spojrzawszy raz jeszcze na nich z miłością, podniósł swoje Boskie ręce i błogosławił im. Błogosławił Matce Najświętszej, żeby podtrzymywała wiarę i nadzieję w duszach dzieci młodego Kościoła; błogosławił uczniom, aby tę wiarę nieśli na cały świat, aby świat zrozumiał, że nie ziemia jest celem, ale królestwo niebieskie. (Łk 24, 50-52)

Oni spoglądali w zachwycie, jak ich Mistrz umiłowany odchodzi, jak wznosi się w górę coraz wyżej i wyżej, a z nieba zstępują ku Panu zastępy Aniołów. O, widok to był tak wspaniały, że oni choć zasmuceni, przecież płakać nie mogli. Tak staliby, gdyby Posłowie niebiescy nie przyszli i nie powiedzieli im: Idźcie do Jeruzalem, a tam oczekujcie zesłania Ducha Świętego (por. Dz 1, 10-11). Tak opisuje wniebowstąpienie św. Łukasz, pierwszy historyk Kościoła Jezusowego.

A teraz zróbmy krótkie rozmyślanie. Pan Jezus powiedział: "Żaden nie wstępuje do nieba, jeno Syn Człowieczy, który z nieba zstąpił" (J 3, 13). Boski Zbawiciel zaznacza podwójną drogę, którą przebył z nieba na ziemię i tę, którą następnie przebyć miał z ziemi do nieba.

A jakie było zstąpienie Jego na tę ziemię? Św. Paweł powiada: Wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stał się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Oto pochód Jego z nieba na ziemię. Dlatego wywyższył Go Bóg i dał Mu imię, na które klęka wszelkie kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych (por. Flp 2, 7-10). (...)

Cieszą się Aniołowie, cieszą się duchy niebieskie, bo do nieba wstępuje Jezus Chrystus. I tak, jak niegdyś nad lichą stajenką, temu Uniżonemu w żłobie, śpiewali Aniołowie: Gloria in excelsis Deo, tak i teraz chóry anielskie otaczają Zbawiciela, wznosząc pieśń: Otwórzcie książęta bramy, bo oto wstępuje Król chwały. Radują się, bo widzą tego Króla wzgardy i upokorzenia w pełnej chwale, radują się, że Baranek bez zmazy i skazy do nich nareszcie powraca. (...)

Może komuś przyjdzie na myśl, czy nie lepiej by było, gdyby Pan Jezus pozostał tu na ziemi, leczyłby nasze choroby, a my moglibyśmy choć szaty Jego się dotknąć? Ale wiara rozumuje tak: potrzeba, abym odszedł, bo jeśli na mnie patrzyć będziecie, tajemnic królestwa Bożego nie zrozumiecie i Ducha Świętego nie otrzymacie. A przy tym On już był w ciele chwalebnym i niecierpiętliwym, a ten, kto żyje na wieki, powinien wstąpić do nieba. Ale Pan Jezus opuścił ziemię przede wszystkim dlatego, aby nas od tej ziemi podnieść przez wiarę. Chciał nas oderwać od naszych zmysłów, byśmy się wyżej podnieśli.

Nie martwcie się, bo idę, aby wam przygotować miejsce! (por. J 14, 2) Niech się nie smuci wasze serce, ani się lęka; Ufajcie! Jam zwyciężył świat (por. J 16, 33). Oto tej ufności żąda od stworzeń Boże Najświętsze Serce. I miłość naszą podnosi: Miłujcie to, co w górze, a nie to, co na ziemi (por. Kol 3, 2). Tam przenieść się trzeba, gdzie jest przedmiot miłości: Jezus. Bo mądrość tego świata głupstwem jest wobec Boga (por. Kor 3, 19).

Nie tylko potrzeba było, aby Pan Jezus odszedł, ale mówię wam prawdę: "Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was" (J 16, 7). (...)

Jaką pamiątkę zostawił nam Pan Jezus odchodząc do nieba? Pan Jezus zostawił dwie pamiątki: Pamiątkę cudów swoich i całej swojej miłości tu w tabernakulum, abyśmy tu zbliżali się okiem wiary, ufności i miłości. I jeszcze jedną zostawił pamiątkę, przez którą podaje sposób, jak zbliżać się do Boga; pamiątką tą jest krzyż! (...) Abyśmy umieli go nieść, pobłogosławił nas tym krzyżem. A abyśmy nie płakali pod nim, nie burzyli się, nie buntowali, zostawił Matkę Najświętszą, która ustawicznie oręduje za nami, a oprócz Niej zesłał nam Ducha Świętego, tego Ducha rady, męstwa, pobożności, mądrości i bojaźni Bożej, abyśmy w tym Duchu Jego krzyż dźwigali.

Idźmy, niosąc krzyż codzienny. Prośmy Matkę Najświętszą, by Duch Jezusa ożywiał serca i umysły nasze, a tak i my wstąpimy tam, gdzie Jezus Chrystus króluje z Ojcem i Duchem Świętym. Amen.

Zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa jest radosnym alleluja, jakby przygrywką i przedsmakiem życia niebieskiego i uszczęśliwiającego widzenia Boga. Jeśli się przypatrzymy chwalebnym dziejom zmartwychwstałego Pana, zauważymy, że mają one znamię i charakter pokoju i ciszy, są przesiąknięte łaskawością i miłością, słodyczą i wdziękiem, niosą smak nie tego przejściowego życia, lecz przemawiają do nas szczęściem wieczności.
Między wydarzeniami z tego okresu najbardziej znamienne są objawienia zmartwychwstałego Pana. Sam fakt zmartwychwstania pozostaje w cieniu. O sposobie, jak zmartwychwstał, o chwale i blasku, o wspaniałym tryumfie nad śmiercią i nad nieprzyjaciółmi mało wiemy, raczej pokryte są one wymownym milczeniem. Bez wątpienia ukazał się Pan Jezus swojej Matce najdroższej i z Nią obcował, ale o tym objawieniu Ewangeliści milczą i bardzo słusznie, bo żadne słowo ludzkie ani anielskie nie jest zdolne nawet dotknąć tych przeżyć wewnętrznych, ani rzucić choćby nieznacznego światła na to obcowanie miłości i radości. Są to tajemnice i zostaną na zawsze tajemnicami ich wzajemnego życia, zakrytymi przed naszymi zmysłami i nie dającymi się wypowiedzieć w słowach.
Następnie zmartwychwstały Pan Jezus ukazał się niewiastom, jakby w nagrodę, że one, choć słabsze naturą, okazały się mocniejsze wiarą niż mężczyźni. Ukazał się Magdalenie pokutującej i płaczącej, niegdyś grzesznicy, a teraz więcej od innych miłującej, (...) uczynił ją apostołką swego zmartwychwstania dla samych Apostołów. Ukazał się i Piotrowi, także pokutującemu, ale przede wszystkim jako głowie swego Kościoła, by on był z urzędu świadkiem zmartwychwstania i utwierdzał swoich braci. Kolejno następują dalsze objawienia się: dwom uczniom w drodze do miasteczka Emaus, w prześlicznej scenie rozmowy Podróżnego z towarzyszami podróży i poznania Go przy łamaniu chleba. Objawienie się Pana Apostołom, wspólnie zebranym bez niewiernego Tomasza, a następnie razem z nim, mają swoją wymowę pokoju i łagodnego wyrzutu dla niewiary uczniów i błogosławieństwa dla tych, co nie widzieli a uwierzyli. Znamienne jest objawienie się nad Jeziorem Tyberiadzkim, gdzie Pan Jezus powierza Piotrowi prymat w Kościele i przepowiada mu rodzaj śmierci. W objawieniu się pięciuset braciom na górze zleca im urząd przepowiadania Ewangelii po całym świecie i nakazuje im chrzcić w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Na końcu ukazuje się uczniom w Jerozolimie, zapowiada przyjście Ducha Świętego i błogosławiąc wszystkim, wstępuje do nieba.
Jaki był przedmiot rozmów Pana Jezusa z uczniami? Pierwszym tematem było udowodnienie faktu zmartwychwstania i konieczności uprzedniego cierpienia. "O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?" Ten sam argument wysuwa Pan Jezus i uzasadnia go w objawieniu się jedenastu Apostołom. Kiedy ich pozdrowił: Pokój wam, a okazawszy im ręce i nogi powiedział im: To są słowa, które wam mówiłem, będąc jeszcze z wami, że potrzeba było wypełnić wszystko, co było napisane w prawie Mojżesza, w Psalmach i Prorokach o Mnie. Wtedy otworzył im umysł, żeby rozumieli Pisma i rzekł im, że tak jest napisane i tak było potrzeba, aby Chrystus cierpiał i wstał z martwych trzeciego dnia. I żeby w Imię Jego było przepowiadane wszystkim narodom nawrócenie i odpuszczenie grzechów.
Następnie, w swoich objawieniach po zmartwychwstaniu, Pan nasz kładzie nacisk na dwie przede wszystkim prawdy: na konieczność zmartwychwstania i na konieczność pokuty czyli krzyża.
"Potrzeba było, aby Chrystus cierpiał i tak zmartwychwstał". Trzeba zatem, byśmy te dwie prawdy coraz lepiej rozumieli i podróż naszą kierowali w stronę krzyża i przyszłego zmartwychwstania. "Potrzeba było, by Chrystus z martwych powstał". Bowiem przez zmartwychwstanie jaśnieje sprawiedliwość Boska. Widzimy tu dobitnie, że cierpienia tego czasu, zniesione dla sprawy Bożej, nie pozostają bez nagrody. Chrystus wyniszczył samego siebie, okazał najwyższą miłość i posłuszeństwo aż do śmierci, dlatego Bóg Go wywyższył nie tylko co do duszy, ale i co do ciała przez chwalebne zmartwychwstanie. Po wtóre "potrzeba było, by Chrystus zmartwychwstał" dla naszej nauki i utwierdzenia wiary, bo chociaż ukrzyżowany jest w niemocy, żyje z mocy Bożej. "I jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżne jest przepowiadanie nasze i próżna jest wiara nasza". Zmartwychwstanie jest więc najmocniejszym dowodem Bóstwa Chrystusa i prawdy o tym, co powiedział i uczynił. Po trzecie zmartwychwstał dla podniesienia nadziei naszej, byśmy widząc, że Chrystus, który jest naszą Głową, zmartwychwstał, spodziewali się również powstać z martwych. Po czwarte zmartwychwstał, aby nas pouczyć, abyśmy jak Chrystus powstał z martwych przez chwałę Ojca, tak byśmy i my chodzili w nowości życia, bo Chrystus zmartwychwstając już nie umiera, tak przeto i wy uważajcie się za umarłych dla grzechu a żyjących dla Boga. Wreszcie wstał z martwych, aby uzupełnić nasze zbawienie. Bowiem, "jak wycierpiał zło umierając za nas, by nas uwolnić od złego, tak przez śmierć zyskał chwałę, by nas poruszyć do dobrego" (św. Tomasz). "Wydany został za niesprawiedliwości nasze, a powstał na usprawiedliwienie nasze?. Tak więc, zmartwychwstanie Chrystusa jest najpierw źródłem naszego duchowego zmartwychwstania z grzechu, potem pobudką do cnoty i wreszcie jest zapewnieniem naszego zmartwychwstania w ciele.
Jednak jak powstanie z martwych było konieczne, tak pierwej było konieczne cierpienie. Bezsprzecznie Chrystus cierpiał nie z jakiegoś przymusu, bo przecież dobrowolnie położył duszę swoją za braci, ani też nie z przymusu ze strony Boga. Zważywszy jednak cel, dla którego Chrystus przyszedł na ten świat, konieczne było, by cierpiał. Bo najpierw On wziął na siebie grzechy nasze, ażeby za nie zadośćuczynić sprawiedliwości Boskiej według praw słuszności. Dlatego wypadało podwyższyć Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego uwierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Po wtóre cierpienie było konieczne ze strony Chrystusa, który przez pokorę cierpienia zasłużył na chwałę wywyższenia. "Czyż nie wypadało, aby Chrystus cierpiał, a tak wszedł do swojej chwały?" Po trzecie, by wypełniło się, co o Chrystusie było napisane w słowie Bożym. Po czwarte, byśmy na przykładzie Chrystusa nauczyli się nieść krzyż i godnie umierać.
Ta podwójna konieczność: cierpienia i zmartwychwstania Chrystusa okazuje się jasno czy to z Pisma świętego, czy to z przykładu samego Chrystusa. I taki też jest dział nasz i taki sposób naszego życia: cierpieć i umrzeć, być wskrzeszonymi i powstać z martwych w naszym codziennym życiu. Taka jest prawda i prawo pozostawione nam przez Chrystusa. Kto chce iść za Mną, niech zaprze się samego siebie, weźmie swój krzyż codziennie i niech idzie za Mną. I kto chce iść aż do grobu, aż do chwały zmartwychwstania, pierwej niech niesie krzyż, niech cierpi. Krzyż i zmartwychwstanie są nierozdzielne. Od krzyża trzeba zaczynać, bo chwała jest z cierpienia, a z nią pokój przewyższający wszelki zmysł.
(...) W zmartwychwstaniu będzie pełne alleluja, w duchowym zmartwychwstaniu będzie zapoczątkowanie życia wiecznego przez kosztowanie pokoju, tego pokoju, który przewyższa wszystkie utrapienia tego życia. Cóż wam dodam na końcu tego rozważania? Chyba ten okrzyk miłości św. Pawła, który woła do nas także: "nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa". Taka jest bowiem droga do zmartwychwstania i do wniebowstąpienia! Amen.

Pierwszych początków tego święta należy szukać na Wschodzie. Obchodzono je, jak to wynika z "Peregrinatio Etheriae", w wieku czwartym pod nazwą "Czterdziestnicy Objawienia się Pańskiego". Uroczystość, uważano przeważnie jako święto Pana Jezusa a nie Matki Boskiej. Przez dekret Justyniana, w 542 r. rozpowszechniło się na Wschodzie i stamtąd przeszło do Rzymu. Z początku nie miało to święto żadnego szczególniejszego tytułu i nazywało się "świętem dnia 2 lutego". Lecz, pod koniec VII wieku, za czasów Papieża Sergiusza, który był Grekiem z pochodzenia, święto to zyskało jedno z pierwszych miejsc, dzięki rozporządzeniu papieskiemu, że ma być poprzedzone procesją pokutną, jak inne trzy wielkie święta Matki Najświętszej. Stąd charakter tego święta w Rzymie i na Zachodzie jest przeważnie maryjny. Nazwa starożytna tego święta "Ypapante" czyli "Spotkanie się Pana", pozostawiła ślady w oficjum, odmawianym w tym dniu, jak w inwitatorjum, w lekcjach i antyfonach, w których sławi się spotkanie Dzieciątka ze starcem Symeonem, przez co rzuca się jakby zasłonę na samą tajemnicę Oczyszczenia Najświętszej Dziewicy. Nazywano nawet to święto "Dniem Symeona", a nazwa Oczyszczenie jest późniejszej daty i zapożyczona z liturgii gallikańskiej.

Podajemy tu starodawny opis, jak to święto obchodzono w Rzymie około roku 800. Z brzaskiem dnia 2 lutego, z rozmaitych kościołów miasta, wyruszały procesje parafialne, kierując się ku "Forum Romanum", do kościoła św. Adriana. Droga wiła się wśród ruin dawnych pałaców Rzymu, a wierni dla rozproszenia ciemności nieśli płonące świece, podczas gdy kler śpiewał psalmy i antyfony, a lud odpowiadał zwyczajnym przy procesji wołaniem: Kyrie eleison. Gdy tylko Papież przybył do bazyliki św. Męczennika, schodził do sekretarjum i na znak pokuty przywdziewał tak zwaną penulę, długi powłóczysty płaszcz koloru czarnego, co również czyniła cała jego asysta. Wówczas kler i rozmaite szkoły śpiewaków przystępowali do Papieża, z rąk jego otrzymując świecę. Po ukończeniu rozdziału świec śpiewacy intonowali antyfonę na Introit "Ex surge Domine - Powstań Panie", zachowaną po dziś dzień w mszale. Po introicie Papież odbywał swój uroczysty ingres do kościoła świętego Adriana, śpiewacy intonowali Kyrie, jak we wszystkich mszach, po czym następowała kolekta i rozpoczynała się procesja.

Lud dzielił się na siedem wielkich oddziałów, każdy oddział ze swoim krzyżem, śpiewając siedmioraką litanię. W średniowieczu, zamiast krzyżów, niesiono osiemnaście obrazów Zbawiciela i Matki Najświętszej, najbardziej czczonych w mieście. Papież szedł boso, poprzedzany dwoma akolitami z płonącymi świecami, wśród których subdiakon niósł żarzącą się kadzielnicę, obok dwóch kleryków niosło krzyże, a za nimi postępowały chóry śpiewaków psalmodujących. Procesja poruszała się przez Forum Nerwy i Trajana i rozwijała się ku wzgórzu Eskwilińskiemu, a opuszczając na prawo kościół Eudoksji, zstępowała niżej ku kościołowi św. Łucji  - S. Lucia in Silice, po czym znowu wstępowała ku św. Praksedzie i stąd już prosto do Bazyliki Liberiusza. Szkoły śpiewaków wykonywały antyfony i responsoria, kler śpiewał psalmy i odpowiadał responsorium ułożone według porządku liter, aż wreszcie za zbliżeniem się do bazyliki Maria Maggiore intonowano trzykrotną litanię, dlatego tak nazwaną, że ją powtarzano trzy razy. Po procesji następowała Msza święta, w której już nie śpiewano ani Kyrie ani Gloria.

Stare dokumenty liturgiczne rzymskie nie wspominają nic o specjalnym poświęceniu świec czyli gromnic. Zwyczaj ten datuje się od wieku dziesiątego. Pierwotnie rozdzielano świece na czas procesji, żeby ich światłem oświecić noc, ale nie stanowiły one żadnej specjalności przy uroczystości Oczyszczenia. W Rzymie pierwsza wzmianka o poświęceniu świec przypada na wiek dwunasty, chociaż i wówczas nie były one wyłącznością święta "Ypapante", gdyż i przy innych procesjach rozdawano poświęcone wcześniej świece. Cencjusz Kamerarjusz opowiada, że za jego czasów Papież udawał się do kościoła św. Martyny przy Forum i tutaj, odśpiewawszy Tercję na tronie umieszczonym na wolnym powietrzu na Via Sacra, rozdzielał świece, poświęcone przez najmłodszego z kardynałów. Po czym śpiewano Sekstę w pobliskiej bazylice św. Adriana, do której schodził się lud ze swymi krzyżami ze wszystkich parafii rzymskich. W procesji, która się następnie rozwijała, Papież szedł w sandałach, dopiero przy wejściu do bazyliki Maria Maggiore zdejmował sandały i szedł boso. Przed rozpoczęciem Mszy św. zstępował do sakrarjum, gdzie do umycia nóg przygotowano mu ciepłą wodę. (...)

Tajemnica tych obrzędów liturgicznych - związanych z tym świętem, była przedmiotem tłumaczeń już od wieku VII. Według Iwona, wosk świec, wykonany przez pszczoły z soków kwiatów, które starożytność uważała zawsze za symbol dziewictwa, oznacza dziewicze ciało Dziecięcia, które nie podległo skazie ani w swoim poczęciu ani w narodzeniu, jak również nienaruszoność Maryi. W płomieniu świecy widzi święty Biskup symbol Chrystusa, który przyszedł oświecić ciemności. Św. Anzelm, rozwijając tę samą tajemnicę, mówi nam, że trzy rzeczy należy rozróżnić w świecy: wosk, knot i płomień. Wosk, dzieło pszczółki dziewiczej, to symbol Ciała Chrystusowego, knot, który tkwi wewnątrz, to symbol duszy, a płomień, który błyszczy, to obraz Bóstwa.

Bez wątpienia w tłumaczeniu tajemnicy Ofiarowania Dzieciątka i Oczyszczenia Maryi nie brak głębokich tematów do poważnych rozważań, w których pokora Maryi, Jej posłuszeństwo prawu, pierwsze wejście Jezusa do świątyni Jerozolimskiej, Jego przedstawienie się w postaci grzesznika, proroctwo Symeona o Dzieciątku, o Jego prześladowaniu, męce i udręce serca Matczynego - to wszystko staje się przeobfitym pokarmem dla duszy wierzącej.

Streszcza tę uroczystość antyfona śpiewana przy procesji: Przystrój, twą komnatę ślubną Syjonie i przyjmij króla Chrystusa! Obejmij z miłością Maryję, która jest bramą niebios, gdyż ona tuli na swym łonie Tego, który jest światłem nowym! Dziewica się zatrzymuje, ofiarując swego Syna zrodzonego przed jutrzenką. Symeon bierze Go w swe ramiona i głosi narodom, że On jest Panem życia i śmierci i Zbawicielem ludzkości!

Ten pierwszy wstęp Jezusa do świątyni i Jego wejście na rękach Matki Najświętszej, obchodzi Kościół z wielkim weselem. Nazywa to święto "Ypapante" spotkaniem, i naśladując Symeona wychodzi na spotkanie Dzieciątka i bierze Je z rąk Matki Dziewicy, jako światło, jako znak na powstanie swych dzieci.

Św. Bernard, patrząc w duchu na to wejście Jezusa na rękach Dziewicy do świątyni, na starca Symeona i Annę prorokinię, tak nam przedstawia tę procesję: Dziś Matka Dziewica wprowadza Pana do świątyni Pańskiej. Józef przedstawia Bogu Syna, który nie jest jego synem, ale Synem najmilszym Boga Ojca, który w Nim położył swoje upodobanie. Sprawiedliwy Symeon poznaje Zbawiciela, którego oczekiwał, wdowa Anna wysławia Go w pochwałach. Te cztery osoby, obchodziły po raz pierwszy tę procesję dzisiejszą, która następnie miała być obchodzona po całej ziemi, we wszystkich miejscach i narodach. Nie dziwmy się, że ta procesja była tak mała, bo ten, którego wówczas przyjmowano był tak maleńki. Żadnego grzesznika tam nie było? wszyscy byli sprawiedliwi, wszyscy święci i doskonali.

Idźmy i my, przynajmniej ich śladami! Idźmy przed tym maleńkim Oblubieńcem dusz naszych, jak owe panny mądre, niosąc zapalone pochodnie w rękach naszych, ogień miłości w sercach! Niech biodra nasze będą przepasane, a w rękach naszych lampy zapalone na podobieństwo tych co wyczekują Pana. Prowadzeni przez wiarę, zapaleni miłością, spotkamy Go wreszcie, a On się nam powierzy, jak niegdyś Symeonowi, już nie przy blasku gromnicy, ale w słońcu swej Boskiej chwały!

Br. Anzelm od św. Andrzeja Corsini

Głos Karmelu 4 (1930) 34-37.

Kiedy się narodził Pan całego stworzenia, kiedy kwilił w żłobie, kiedy Matka Jego owijała Go w pieluszki, na polach betlejemskich rozgrywała się inna scena. Pasterze paśli swoje baranki; jedni czuwali, drudzy spali. Nagle olśniło ich światło, a w tym świetle zjawił się anioł Pański. Stanął między pasterzami, którzy oświeceni zewsząd światłością zlękli się bojaźnią wielką. Anioł przemówił: "Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida, narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. (...) I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania" (Łk 2, 10-14).

Pierwsi w adoracji są aniołowie. Od czasu swego stworzenia widzieli Go, jako Słowo na łonie Ojca. Gdy im zostało objawione Wcielenie Syna Bożego, jedna część aniołów, z Lucyferem na czele, podniosła bunt i nie chciała Go uznać za Pana, uważając Go za niższego według natury, skoro przyjął ciało ludzkie. Ci aniołowie zostali wtrąceni w czeluści piekieł (por. Jud 6). Druga część aniołów w pokorze ducha uznała Jego wyższość ponad wszystko stworzenie widzialne i niewidzialne, i ci stali się w dziele zbawienia Jego sługami.

Dlatego anioł pierwszy oznajmia zjawienie się Jezusa Chrystusa w ciele ludzkim, w żłobie, (...) jako Zbawiciela. Anioł zwiastuje nie tylko Jego człowieczeństwo, ale i Bóstwo, ciało było widoczne, Bóstwo zakryte. Dlatego anioł ukazuje się w światłości, bo Ten, który się narodził, był blaskiem Ojcowskiej chwały (por. Hbr 1, 3).

Aniołowie śpiewają Gloria in excelsis, a ten śpiew w duchu i słowie jest kolędą, jest najpiękniejszą pieśnią Wcielenia, objawia Jego cel i owoc dla upadłej ludzkości. Głosi przez Wcielenie chwałę Bogu, która zawsze i wszędzie jest celem wszystkich celów, bo Bóg nie może mieć innego celu, jak Siebie samego. Ten śpiew stał się modlitwą Nowo Narodzonego, bo w Jego imieniu śpiewali aniołowie, stał się modlitwą wszystkich serc ludzkich, w której to modlitwie uwielbienie, dziękczynienie, prośba i skrucha łączą się w cudowne akordy miłości Boga ponad wszystko. Prócz chwały Boga ten hymn głosi dla nas dobra pokoju, bo upadłe stworzenie najwięcej potrzebuje pokoju z Bogiem, pokoju z bliźnim, bratem, pokoju ze sobą, by rozbite myśli, rozzuchwalona wola i zmysły przyszły do ładu i Bożego porządku.

(...) Godziło się, by pierwszymi adoratorami Dzieciątka Jezus byli aniołowie. Wszak oni przez swego przedstawiciela, Gabriela, zwiastowali Niepokalanej Dziewicy Wcielenie Syna Bożego (por. Łk 1, 26-38), oni wtajemniczyli św. Józefa w zamiary Boże (por. Mt 1, 20-21), im Ojciec niebieski nakazał, aby strzegli Syna Jego na wszystkich ścieżkach Jego, by nie uraził o kamień stopy swojej (por. Ps 91/90/, 11). Słuszne więc jest, by jako straż przyboczna pierwsi też byli w złożeniu hołdów swemu Panu i Królowi. Jak niegdyś przed wiekami buntownicze duchy nie chciały uznać wyniszczenia Syna Bożego przez przyjęcie natury ludzkiej, tak poddane hufce wiernych aniołów w dzień Jego narodzenia głoszą Mu chwałę, a mieszkańców ziemi zapraszają do wspólnej adoracji: "Chwalcie Pana z niebios, chwalcie Go na wysokościach, chwalcie Go wszyscy Jego aniołowie, chwalcie Go wszystkie Jego zastępy" (Ps 148, 1-2) - tak w proroczym widzeniu zapraszał Prorok chóry anielskie do uwielbienia zjawionego na ziemi Króla wieków.

Toteż tradycja i pobożność chrześcijańska w pieniach i malowidłach otoczyły żłóbek i Nowo Narodzonego chórami aniołów, zapraszając nas, abyśmy od aniołów uczyli się zawsze nowej liturgii Objawienia się Pana. Kolędujmy więc głosem, kolędujmy wiarą, nadzieja niech obejmuje dobra obiecane, miłość niech zamieni się w kolędę świętych uczynków. Z aniołami razem pozdrówmy także Niepokalaną Matkę Dziewicę, która przez swoje Magnificat była pierwszą adoratorką Boskiego Dzieciątka. Jezu, coś się narodził z Dziewicy, niech Ci będzie chwała wspólnie z Ojcem i Duchem Świętym przez wszystkie wieki wieków!

"Boże, któryś sprawił, że ta Noc najświętsza zajaśniała blaskiem prawdziwego światła, daj prosimy, abyśmy podzielać mogli radości niebieskie Tego, którego blask tajemnic poznajemy na ziemi, a który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen". (Mszał Rzymski, Kolekta we Mszy nocnej w uroczystość Bożego Narodzenia.).

Zob. Ojciec Anzelm od św. Andrzeja Corsini OCD, Król mojej duszy, Łódź 1998.