Przeskocz do treści

1 XII
Czas Adwentu to ciągłe i wielkie zwiastowanie. Jak niegdyś Anioł Pański zwiastował Maryi i poczęła z Ducha Świętego, tak my z łaski tegoż Ducha mamy począć w naszej duszy nowe, Boże życie, stać się uczestnikami życia tego Słowa, które między nami stało się Ciałem.
2 XII
W milczącym oczekiwaniu łaski i pomocy Bożej przygotowują się plany i siły do wykonania woli Bożej.
3 XII
Adwent to droga ludzkości przez Maryję do Jezusa, stąd Adwent to czas naszego zbliżenia się i zapoznania z Matką Boga.
4 XII
Bóg kocha... Kochać, to przemawiać do tych, których się kocha. Przemówił więc Bóg do nas wspaniałością dzieł swoich, przemawiał przez Proroków, lecz i to nie wystarczało. Przemówił do nas swoim Słowem, przez Syna swego, i ta mowa Jego przedziwna, pełna prawdy i mocy, i łaski, nazywa się objawieniem, Ewangelią.
5 XII
Idąc za Maryją nie zbłądzisz, do Niej się modląc, nie upadniesz na duchu, Jej się trzymając, nie zginiesz, pod Jej opieką niczego się nie zlękniesz, pod Jej kierunkiem prosta do celu droga, pod Jej płaszczem nic ci nie grozi.
6 XII
Wierność łasce zawsze prowadzi do Jezusa.
7 XII
Wszystko jest miłosierdziem. Gdy więc przychodzi poznanie nieudolności swojej, nie trzeba się silić na uczucie; byłoby to bezcelowe i byłby zawód; natomiast należy żyć wiarą, ufnością i miłością.
8 XII
W Maryi znajdziesz, duszo, Jezusa, bo nierozłączny jest Syn od Matki.
9 XII
Jak bez wiary nie można podobać się Bogu, tak bez nadziei nie podobna Boga osiągnąć.
10 XII
Całe dzieło naszego zbawienia i uświęcenia opiera się na fundamencie nadziei w Miłosierdzie Boże.
11 XII
W twoich trudnościach, czy co możesz lub nie możesz, zawsze się módl, bo modlitwa to wszechmoc prosząca.
12 XII
Milczenie jest mową, w której Bóg mówi do duszy a dusza do Boga ? mowa i rozmowa duchowa, w której obowiązuje nie poprawność słowa czy prawidła składni, ale w której obowiązuje gramatyka miłości.
13 XII
Wiara wymaga posłuszeństwa, oddania rozumu i woli, nadzieja opiera się na ubóstwie, które nic nie mając czeka na dar Boga, miłość stroi się w czystość duszy i ciała, by dusza była jako oblubienica odziana w barwy i kolory cnót wszystkich.
14 XII
Jezus przez Maryję przyszedł do nas, my przez Maryję idziemy do Jezusa, ale droga jest jedna: Miłość.
15 XII
Słusznie mówi Prorok (por. Iz 32, 15), że w milczeniu i nadziei jest potęga, twórczość myśli i poczynań, utwierdzenie pokoju, w którym dzieła kwitną.
16 XII
Wszyscy mamy radosną ufność i nadzieję, że nawet kiedy w niegodności naszej nic godnego Bogu ofiarować nie możemy, przez ręce tej Matki, Maryi, ofiary nasze Bóg przyjmie łaskawie.
17 XII
Tajemnice Boga i Jego dzieła twórcze i zbawcze osłonięte są ciszą, milczeniem, bo dla swej wielkości wypowiedzieć się nie dają. ?Ciemna noc?, to nic innego, tylko światło wielkiej wiary, światło dla rozumu, dla woli, dla pamięci, światło, które przychodzi zawsze z góry.
18 XII
Módlmy się spojrzeniem wiary, widzeniem Boga przez wiarę. Spojrzenie to sprawi, że zapomnimy o sobie, a pamiętać będziemy o Bogu.
19 XII
Największym przywilejem jakie daje dziecięctwo jest łaska. Gdy dziecko i Ojciec patrzą sobie w oczy, to widzą w nich swoje własne odbicie. Tak Bóg odbija się w duszy a my      w Nim. To podobieństwo trzeba odnawiać przez modlitwę.
20 XII
Bóg odbijając się w Maryi swymi doskonałościami, podzielił się także z nią swoimi prawami i doskonałościami. Dał Jej co sam miał najpiękniejszego dla stworzenia: pełność łaski.
21 XII
Obecnie oczy nie oglądają w widzialny sposób wcielonego Boga; w zamian znajduje go wiara, pewniejsza niż oczy, ufna nadzieja opierając się na wierze spodziewa się dalszych łask i bogaci się nimi! Miłość wreszcie całą wolą przytula się do Boga, obejmuje i przytula Boga do siebie.
22 XII
U Boga na początku było Miłosierdzie, a Miłosierdzie było u Boga, a Bogiem było Miłosierdzie, bo w rzeczywistości ten cud nad cudy, to Wcielenie Syna Bożego, to cóż jest innego, jak nie ta miłość Boża, która zstępuje, to miłosierdzie, które się zlewa na ludzką nędzę, litując się nad nią; otwiera się Boże Serce, a przez to podnosi się ten biedny człowiek ze swojej nędzy do niepojętej godności dziecka Bożego. I tak to opisuje św. Jan, że przez to Słowo wszystko się stało, co się stało, a bez Niego nic się nie stało, że Ono było Życiem, i życie dało wszystkiemu, co żyje.
23 XII
Przez to, że Bóg stał się Synem człowieczym zyskuje wiara, bo człowiek wierzy Bogu osobiście mówiącemu. Również nic nie podnosi tak naszej nadziei, jak przeświadczenie że wszystko nam da, kiedy dał siebie. Miłość wreszcie budzi się przez Wcielenie. Jakaż bowiem może być większa przyczyna przyjścia Pana jak miłość?
24 XII
Jezus przyszedł do nas przez Maryję, Ona jest Matką Jego, a równocześnie Matką i drogą nasza do Jezusa.
25 XII
Gdy przyszło wypełnienie czasów, objawił się nam Bóg nie w majestacie mocy i potęgi, lecz w pełności miłosierdzia i łaski.
26 XII
Bądź pierwej służącą przy żłóbku, nim będziesz królewną w niebie.
27 XII
Bogu bowiem narodzonym i Zbawicielu świata miały świadczyć Jego dzieła miłości
i ofiary, i na nie Zbawiciel się powoływał (por. J 18, 37; 10, 25). Przyszedł, aby dać świadectwo prawdzie (por. J 18, 37). Ta prawda nam przyszła przez Ewangelię
i znaleźliśmy ?łaskę po łasce? (J 1, 16).
28 XII
?A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące
w żłobie?(Łk 2, 2). Taki jest znak Nowo Narodzonego Króla, taki znak Jego Boskiej maleńkości i wyniszczenia. Po tym znaku Go poznamy, w tym znaku rokrocznie będzie się nam przypominał. W tym znaku dał się nam poznać jako Zbawiciel, bo zstąpił tak nisko, jak nisko upadliśmy.
29 XII
W Bogu-Dzieciątku znajdziesz wszystko. Chcesz wiedzy ? wiara uczy, że On jest światłem; chcesz mocy ? jedno Jego słowo jest czynem, chcesz miłości ? Bóg jest miłością.
30 XII
Jezus jako Słowo Wcielone największy cud uczynił, że Bóg stał się człowiekiem, a człowiek Bogiem, by jako Bóg-Człowiek, Boskim sercem i ludzkim, kochać człowieka ? grzesznika.
31 XII
Nigdy nie będziesz bogatą, jeśli się nie wzbogacisz ubóstwem Jezusa.

 

 

 

Dziecinne figle, z których był znany Maciej Gądek w rodzinnej Niegowici, i które płatał potem w konwikcie wadowickim a nawet w nowicjacie czerneńskim, przypisuje się jego żywemu temperamentowi, spostrzegawczości paradoksów życia a potem wyrobionej w sobie chęci budzenia życia i pogody. Przez pracę nad sobą stał się człowiekiem radości i siewcą radości.
Dowodzą tego jego RADY i AFORYZMY:

"Prawdziwie cnotliwy jest zawsze słoneczny" (L do J.U. 1961)

***

"Radość prawdziwa jest cechą dzieci Bożych" (L do J.U. 15 VII 1936)

***

"Powinnaś roznosić wszędzie radość a nie kwilić ciągle nad sobą.
Służyć Bogu znaczy królować i nad sobą
i nad przypadłościami życia" (L do J.U. 1 X 1964).

***

"Tam szczęśliwiej, gdzie jest radość,
która się z krzyża rodzi" (L do S.G. 30 IX 1925)

***

W życzeniach świątecznych pisywał:

"Radości bardzo życzę,
bo smutek to chyba największa choroba" (L do O.W. 4 IV 1967).

***

"Niech brak zdrowia zastąpi radość ducha,
bo to może najskuteczniejsze lekarstwo" (L do O.W. 4 IV 1967)

***

A gdy sam cierpiał, był słaby i pióro samo wypadało mu z ręki:

"Każdy dzień niesie jakieś cierpienie (...).
Staram się nadrabiać humorem".

***

"Ja nie choruję, lecz starość dobrze czuję i cierpię nawet wiele. (...)
Staram się jednak być radosny,
i radości i zdrowia i pięknych myśli
życzę Drogiemu Ojcu na gwiazdkę" (L do O.W. 15 XII 1966).

***

Pisząc z trudnością kończy życzenia:
"Resztę powinszuję uśmiechem lub słowem żywym,
jeśli będę miał szczęście uściskać W. Ojca w Łodzi" (L do O.W. 13 IV 1969).

***

"Pragnę widzieć Siostry Dzieciątka wesołe ale rozważne, skupione,
umiejące myśleć i chcieć, i działać z równowagą myśli i woli,
pilne w pracy, ofiarne dla drugich, twarde dla siebie" (L do SS. w Cz. 27 II 1956).

HUMOR KRONIKARZA

Ojcu Anzelmowi powierzono kroniki w Wadowicach i w Krakowie. Podając rzeczy ważne okrasił je tu i ówdzie żartem własnym lub powtórzeniem cudzego. Klasztor w Czernej zakładając nowy dom zakonny w Krakowie, postanowił po pewnym czasie zrzec się władzy nad czteroosobowym zgromadzaniem krakowskim pozostawiając mu ciężar dalszej budowy kościoła, klasztoru i wieży. Ojcowie krakowscy bez grosza, nadto zadłużeni, odsyłają do Czernej "łaskawy dokument nadania suwerenności", a o. Anzelm opatrzy to w kronice uwagą: "Czerneńscy Ojcowie podobni są do tego ewangelicznego człowieka, który zaczął budować wieżę a nie mógł potem dokończyć" (Kr Krak I k. 17r).

Teren budowy na Rakowicach był obiektem wypraw na owoce i jarzyny, i schadzek chuliganów. O. Anzelm miał określony czas strzeżenia, co też kilkakrotnie wyprowadzało go z równowagi. Strapionego z powodu obrzucenia wyzwiskami przełożony, O. Chryzostom Lamoś pocieszał słowami: "Takie są strapienia fundatorów" - a spoglądając mu z uśmiechem w oczy dodawał "podoba ci się korona. Nie odrzucaj utrapienia" (Kr Krak I, k. 25).

W warunkach fundacyjnych trapiły zakonników różne braki. Zdarzyło się, że dla przybyłych z Czernej braci dla sprawunków w Krakowie nic się na posiłek nie znalazło jak tylko kwaśne ogórki w beczce. "Ale humory gościom nie pokwaśniały", stwierdził kronikarz (Kr Krak I, k. 20r).

Zakrystię wyposażały Karmelitanki z Łobzowa. Kiedy przełożony domu wstał po ciężkiej chorobie, przysłały mu prezenty, między innymi czarny ornat. O. Anzelm uznał za wskazane napisać zdanie O. Lamosia wypowiedziane przy tej okazji: "Chory jest, czarny ornat jest, jeszcze trumny potrzeba" (Kr Krak I, k. 56). Umieli i w ubóstwie żartować sobie czterej fundatorzy!

KALAMBURZYSTA

W listach lubił o. Anzelm posługiwać się paradoksami, zwrotami zawierającymi grę słów i komiksy: po przyjeździe na miejsce odpoczynku powiadamia:

"Znalazłem się w Polanicy, choć się jeszcze nie zgubiłem" (L do O.W. 8 XI 960).

***

"Wróciłem z wczasów, nie wiem czy wypoczęty,
czy zmęczony próżnowaniem" (L do O.W. 1 IX 1959).

***

Informuje o podróżach ekonoma prowincji znanego z oryginalnych konceptów:

"O. Gabriel objechał - to jest nie słowami ale koleją i autobusem
- większość naszych domów, dzieląc się obfitością
swoich wysokich myśli" (L do O.W. 8 XI 1961).

***

Miał zwyczaj czynić delikatne wymówki tym, w których zachowaniu było coś do poprawienia; nie bywało to przykre, wyczuwano zresztą szlachetny zamiar. Prosił jednak o cierpliwe znoszenie go w tym, kończąc list:

"Życzę ci wesela, spokoju i cierpliwości zwłaszcza w tym,
który znajduje pociechę w dokuczaniu" ("Listy" t. VII, s. 190).

***

Poszły Siostry do kościoła na nabożeństwo odpustowe. W drodze powrotnej zaskoczyła je ulewa. Wróciły mokre jak wydry ale szczęśliwe i uśmiechnięte.

***

Stwierdzając osłabienie pamięci, imion, nazw itp. snuje refleksje nad sobą:
"Wszystko się opuszcza, a najsmutniejsze, że sam się opuszczam.
Myślę, że mię dociągną do mety ci i te,
którzy się za mnie Panu Jezusowi naprzykrzają i nadrabiają,
co mi nie dostaje". (L do O.W. 20 II 1968).

ŻART WYCHOWUJĄCY

Żartem posługiwał się O. Anzelm także w celach wychowawczych, a także dla odprężenia siebie samego. Nawał pracy szkolnej, zgłaszane do rektora interesy studentów, sprawy wykładowców, troska o sprawy materialne, były wielkim ćwiczeniem cierpliwości. Kiedy jeszcze w Krakowie "twardej pracy był poddany", dodawał: "Ale korzyść w tym była taka, że nie miał czasu na chorowanie" (Kr Krak I, k. 61r).

A teraz w Rzymie: "Zajęcia mam wiele, jak to przy zarządzie domem. Drzwi się nie zamykają w celi, chyba gdy mnie nie ma albo w nocy. Poza tem, co chwila ktoś puka. Stąd też studia moje na tem cierpią, jaki miły kiermasz ma się z tymi dziećmi internacjonalnego kolegium" (L do S. T. 2 II 1928).

Jako wychowawca potrafił wykorzystać okazję, by kogoś poprawić miłym sposobem. Jeden z braci, imieniem Cyryl, lubiany przez wszystkich, nadto pielęgnował swoje włosy. Zdarzyło się, że gdy odnawiał profesję i klęczał przed ołtarzem, jedna ze świec zgasła. O. Anzelm powiedział mu: "Patrz, zgasła świeca na znak, że Wasza Miłość postanowił wyrzec się wszelkiej próżności, także we włosach". Wszyscy się uśmiechnęli, a O. Cyryl wspomina z wdzięcznością miłą przymówkę (Wspomnienia O. Albino Marchetti).

Z siebie samego w chorobie i starości żartować aż do końca to już objaw raczej jakiejś duchowej młodości. Pragnął ją posiąść i zachować do końca O. Anzelm. "Pewno ciekawaś, czy jestem zdrowy" pisze z Rzymu pod koniec 1927 r. do swej siostry w Karmelu "czasem aż przychodzi ochota, żeby zachorować, ale nie ma na to czasu; najczęściej ta ochota się zdarza, kiedy rano trzeba wstawać. Takiego mam "lenia" jak nigdy dotąd, a że mocny, więc muszę wszystkich sił używać, aby go powalić, bo z wymyślania nic sobie nie robi".

W chorobie na zapalenie płuc pisze krótki list uspokajający prowincjała: "Zapalenie płuc, jak doktor mówił, poważne, cudownie minęło, ale trzeba będzie jeszcze tydzień odcierpieć. Mam wszystkie wygody, lekarstwa, zastrzyki i nic nie cierpię, prócz jednej niecierpliwości, że trzeba jeszcze w łóżku leżeć". (L do O.W. 31 I 1962). A po dwóch tygodniach uzupełni: "Więcej cierpiałem z powodu tych wygód niż z samej choroby (...). Na zimno jestem zapalny" (L do O.W. 14 II 1962). Po tygodniu: "(...) wykaszlałem już chorobę" (L do O. W. 21 II 1962).

Kiedy dziewiąty krzyżyk nad nim się przechyla, mimo to nie daje się pokonać starości: "U mnie fizyka się kończy: bóle w piersiach, zawroty w głowie, osłabienie z potami, nadrabiam miną ale mię ubywa. Nawiedza lekarz, jednak kuracja zaznacza się raczej ujemnie. Mimo to wszyscy mi winszują, że dobrze wyglądam, a ty Maciuś cierp" (L do O.W. 4 IV 1967).

Lękał się, by nie stać się ciężarem dla otoczenia, więc do końca niemal pociesza się świadomością, iż może pracować: "Mimo rozmaitych wrażliwości nie jestem jeszcze ciężarem, do chóru chodzę, wyjątków nie mam, nawet jeszcze w niedzielę kazańko powiem. Jedyna trudność, że jestem ciężarem taksówki i obciążeniem przez to kasy domowej" (L do O.W. 27 VI 1968).

Na kartce-bileciku znajdowała się winieta przestawiająca Świętą Rodzinę podróżującą z osiołkiem, ciągniętym przez św. Józefa po kładce; znalazł w tej grupce O. Anzelm siebie: "Ufam, objaśnia, że Dzieciątko i Matka Jego przy trosce św. Józefa wprowadzą z Egiptu do Ziemi obiecanej także osła, choć czasem wierzga" (L do J.U. 6 I 1967).

Z wszelkich zauważonych u siebie objawów, właściwych wiekowi 86-letniego człowieka, potrafi sobie uczynić wyścig myśli i wiary, wszystko wyprzedzającej. Kiedy w zgromadzeniu łódzkim grypa wszystkich po kolei kładła, on o sobie: "Ja, Bogu dzięki grypy nie miałem, ale osłabienie ciągle mi towarzyszy a temperatura 35,7 i senność morzy, zwłaszcza w rannych godzinach, tak że z piórem w ręku zasypiam. Uprzedzam zaśnięcie dozgonne" (L do O.W. 20 II 1969).

Anzelm był człowiekiem, za symbol którego można uznać kwiat, dzieło słońca, miłości Bożej i przejaw dziecięctwa Bożego. Jako uczeń św. Teresy, reformatorki, trzymał się jej opinii, że humor też jest potrzebny, żeby znieść życie.

"RADOŚĆ  PRAWDZIWA  JEST CECHĄ  DZIECI  BOŻYCH".

Przytaczamy fragmenty utworów poetyckich br. Anzelma, napisanych w Czernej w latach 1902-1903 r., zebranych w "Poezje. O. Anzelm Gądek OCD." Zawierają one poematy: Maryi, Na Imię Jezus, U stóp mej Pani, Kocham Cię Boże.


M + J

Maryi...

Ja pragnę kochać, bo żyć bez miłości
Śmierci się równa, co chciwie pożera
Ciało i duszę przed bramą wieczności
A miłość niebo na ziemi otwiera.

Witaj Maryo, jutrzenko zarania,
Gwiazdo błyszcząca na niebieskim stropie!
Niebo i ziemia i morze się słania
Pokornym wieńcem przy Twej świętej stopie.

[5] O Jezu! Synu tej Matki-Dziewicy!
Spuść, proszę, ogień, wesprzej moją wolę!
Uchyl zasłony świętej tajemnicy
I wyryj pieczęć miłości na czole!

Wyryj na sercu piętnem niezmazanem
Jako wiecznego niewolnika znamię;
A służył będę z męstwem niezachwianem,
Kiedy mię wesprze Twe wszechmocne ramię.

Potargaj więzy pychy i obłudy,
Olejem wrzącym ulecz duszy rany;
Za nic poczytam wszystkie życia trudy,
Gdy rozgorzeję Twym ogniem owiany!

O! chciej mię, przyjąć, jako dar od Syna,
Chcę być choć sługą Twoich dworzan, Pani!
Bez Ciebiem chwiejny, jak krucha łupina,
Którą wir pędzi na morze z przystani!

[6] Nie mam miłości, lecz pragnę nią płonąć,
I tylko wiarą podtrzymuję życie;
Pozwól o Pani! jej ogniem owionąć
Me biedne serce - ukryć w jej zachwycie!

Obym miał miłość, umarł od miłości!
Niebo zerwałbym jej siłą na ziemię!
Maryo - miłość - tym kwiatem młodości
Odnów mię dzisiaj, odnów ludzkie plemię.

[7] Boska Maryo! O Dziewico święta!
Jeśli co pragnę na tym łez padole,
To dnia miłości, który zapamięta,
Że żył dzień tylko w Twej miłości szkole!

Proszę Maryo! nie gardź mną niegodnym
Racz spojrzeć wzrokiem niebiańskiej radości;
Nakarmij duszę, bym nie umarł głodnym,
I syty Tobie - śpiewał pieśń miłości!

[7] Czuję mą niemoc, nic nie mogę z siebie,
Więc życie w czasie i w wieczności dobie,
Składam z ufnością, z nadzieją, że w niebie
Hymnem miłości, zacznę żyć przy Tobie.

J+M+J

U stóp mej Pani!

 [12] Mój cel, me życie, większa chwała Boża!
Drogą i środkiem - Marya ma Matka!
Rano mi świeci, jak złocista zorza,
Wieczorem kryje, aby życie kwiatka
Po ciężkim srogim namiętności skwarze
Orzeźwić rosą, dać Synowi w darze.

[13] Kochać Maryę, to żyć dla wieczności
Życiem miłości;
A umrzeć dla Niej, to ożywić siebie
Dla szczęścia w niebie.
Tego ja pragnę - cierpieć dla Niej bole,
Czystym pozostać w krótkim życia kole
A potem skonać, kiedy mię świat zgani
U stóp mej Pani!

O Pani moja! Biednych jest dusz tyle,
Że Cię nie znają, nie wiedzą o Tobie!
Zagrzęzłe w błocie, zagrzebane w pyle
Myślą, że żyją, kiedy cuchną w grobie.
Któż im odsłoni, zrzuci łuskę z oczu
I wskaże marne kroki na uboczu?
Do Ciebie Pani! Matko i Dziewico

    Grzesznych Kotwico,
Do Ciebie wołam, podnoszę me pienie
O dusz zbawienie.
[13] Racz ich sprowadzić do łodzi Kościoła,
Zastąp im miejsce zbawczego anioła,
By wszyscy w cichej płynęli przystani
U stóp mej Pani.

Tyś łodzią moją, Ty sternikiem nawy!
Bezpieczny, kto się powierzył Twej pieczy.
Ten morze życia przebrnie bez obawy,
Odda skarb cały ostatecznych rzeczy.
Maryo! cząstką miłościm nie syty,
Ja pragnę zbadać cały bezmiar święty!
Nie zbadam - wieczność nie wystarczy cała
Tak wielka chwała,
Bóg Cię poznaje, ja przez Ciebie Boga
Ma Matko droga!
Niech żyję w Tobie, ducha Twego tchnieniem,
Pod Twej miłości gorącym strumieniem;
Po śnie na ziemi znajdę przebyt tani
U stóp mej Pani!

[14] Dla mojej Pani - Królowej Maryi
składa z prośbą o miłosierdzie
najgorszy z Jej sług.

                                  Dnia 15 Maja 1903.

Poniżej przytaczamy kronikarski zapis - relację Macieja Gądka, alumna karmelitańskiego konwiktu, w której opisuje wizytę o. Bernardyna od św. Teresy, przełożonego generalnego Zakonu, w wadowickim karmelu, która miała miejsce we wrześniu 1897 r.

Rok 1897. Wrzesień.

[...] Dnia 24 ponownie z ludem wystąpiono uroczyście na przyjęcie N.O. Generała, który na koniec przybył w towarzystwie swego sekretarza W.O. Adeodatusa, W.O. Ks. Nepomucyna od św. Eliasza i powyżej wspomnianego W.O. Prezesa. Całem uroczystem przyjęciem kierował W.O. Kazimierz od Niepokalanego Poczęcia, Prefekt. Śpiewano przy harmonium antyfonę i inne przepisane modlitwy podług rytuału. Następnie przewodniczący uroczystości [zaintonował] "Serdeczna Matko", którą lud bardzo pięknie śpiewał. N.O. Generał słuchał jej z wielkiem [przejęciem].

Niespodziewany ten przyjazd, a raczej nagły nie pozwolił internatowi wystąpić wobec dostojnego gościa, tak jak należało. Mimo to internat przybrał przedsionek Jego mieszkania w śliczne wieńce, gustownie rozwieszone, zdobne w napisy różnokolorowe, poprzetykane pięknymi rysunkami i obrazami, kwiatami i jednym transparentem. Całość wyglądała zajmująco i poważnie.

Po obiedzie młodzież internatu witała go śliczną przemową łacińską, bardzo dobrze oddaną, którą w imieniu towarzyszy wygłosił Maciej Gądek uczeń III kl. Po niej wręczył mu piękny bukiet jeden [uczeń] z internatu. Potem w długiej rozmowie w obecności wszystkich uczniów, przełożonego domu, sekretarza, przedstawiał W.O. Prefekt pracę, postępy w przedmiotach szkolnych obowiązkowych i w naukach nadobowiązkowych jako to: w śpiewie, w muzyce, w rysunkach itd. Nadto okazywał Mu zbiory z wycieczek, rysunki itp. N.O. Generał wszystkiem się bardzo [interesował] i wypytywał, chwalił pracę, sposób prowadzenia i naukę. Później rozdzielał pamiątki pomiędzy uczniów, któremi były przedmioty do nauki i obrazki.

Dnia 25 przystąpili [chłopcy z internatu] podczas Mszy św. [sprawowanej przez o. Generała] do Komunii i śpiewali pieśni podczas Mszy na dwa głosy. Tego samego dnia zwiedził plac budowy nowego klasztoru, który mu się bardzo podobał i niespodziewanie zaraz po sutym obiedzie i po szczerem serdecznem pożegnaniu się odjechał do Krakowa. Przy pożegnaniu okazywał bardzo wiele zadowolenia, bardzo się cieszył internatem i w dobitnych słowach okazywał wiele życzliwości i łaskawości W.O. Prefektowi. Nie zawadzi dodać, że z własnego popędu wiedziony miłością ku młodzieży sam odwiedził pierwszy ich mieszkanie. Niejeden szczegół, gdyby się tutaj zapisał, byłby pamiątką Jego wielkiej pokory, miłości dla zakonu i niezwykłego poświęcenia. Robotnikom rozdał wiele medalików przy budowie. Miał wesołość połączoną z powagą, w obejściu ojcowską dobroduszność, dzieci bardzo błogosławił i wiele okazał im sympatyi. [...]