Nie jest dziełem przypadku, że wokół Domu Pamięci Sługi Bożego Ojca Anzelma Gądka w małopolskich Marszowicach – oprócz miesięcy zimowych – zawsze kwitną kwiaty. Nie jest to wyłącznie wymóg etnograficzny tego miejsca.
Marszowickie kwiaty
Wiejski ogródek przy domu rodzinnym Gądków od samej wiosny wypełniają zwyczajne polskie kwiaty. I tak, od wczesnej wiosny, marca czy kwietnia, w zależności od aury, u o. Anzelma zakwitają kolejno: przebiśniegi, krokusy, hiacynty, pierwiosnki, barwinek, żonkile czy narcyze; w maju wdzięczą się tulipany, fiołki, konwalie, szafirki, niezapominajki. Nieco później kwitną już: piwonie, złocienie, nagietki, rumianki i bratki. W pełni lata ogródek rozweselają smukłe malwy, ostróżki, irysy, floksy, słoneczniki, cynie i mieczyki; wreszcie aż do późnej jesieni kwitną dalie, astry, michałki i chryzantemy. Po cokole kapliczki ze statuą Dzieciątka Jezus przez całe lato wspina się powój, u jej podnóża swoim zapachem wdzięczą się lawenda, chabry i dziewanna, gościnne dla trzmieli i pszczół. Otoczenie Domu Pamięci, to także niewielki dywan zielonej trawy z tysiącem stokrotek, koniczyny i mleczy, paprocie oraz ozdobne krzewy i drzewa owocowe. Spośród tych ostatnich, od wczesnej wiosny zakwitają: forsycja, mimoza, magnolia, żarnowiec, bez, jaśmin, stary krzew roży pamiętający podobno „czasy Maciusia”, następnie jabłoń, grusza, śliwa, wiśnie i wreszcie maliny i poziomki, których owoce stają się słodkim udziałem osób szukających w Domu Pamięci skupienia i samotności.
Jeszcze niedawno skromne podwórze Gądków otaczały stare nadrabskie wierzby, które wyznaczały granicę kilkuarowej „ojcowizny”. Dziś, przy Domu Pamięci, powrócono do dawnego marszowickiego płotu, jakich we wiosce w „czasach Maciusia” musiało być wiele. Jego przęsła tworzą przeplatane wierzbowe gałązki, zerwane na przedwiośniu nad zakolem Raby. Nowy płot, nad dawnym przydrożnym stawem przy zagrodzie Gądków, wykonany został kilkanaście lat temu przez jedynego z miejscowych mistrzów tejże sztuki, pamiętający sposób wykonywania plecionki z wierzbiny. W pobliżu domu rodzinnego o. Anzelma można spotkać jeszcze nieliczne zagrody i budynki gospodarcze, których charakterystyczne ściany i zasieki wykonane są z wierzbowych prętów, a te, wbite w ziemię, łatwo puszczają korzenie.
Maciusiowe zachwyty
Maciej Józef Gądek (1884-1969) od dzieciństwa i w całym swoim życiu kochał przyrodę i wykazywał wyjątkowe upodobanie w kwiatach. Nie był jednak marzycielem, ale w stworzeniach widział Boże piękno. Jego przyrodnia siostra, wspomina:
„Piękno przyrody pociągało go i zachwycało, był dzieckiem wsi. Zwłaszcza, że nasze rodzinne okolice mają w sobie tyle uroku – te zachwycające łąki pachnące trawą i polnymi kwiatami, ziemia urodzajna, w dali pasmo zalesionych wzgórz, niedaleko płynąca rzeka Raba i dwa duże stawy (dawniej dworskie) z rybami. Mały Maciuś nadsłuchiwał, oglądał i wchłaniał całe piękno przyrody, która - jak mówił - pociągała go do chwalenia Boga. Tak Go odnajdywał i rozmawiał, jak umiał” (Wspomnienia, s. 2).
Gdy w latach 1895-1901 Maciej był w Wadowicach uczniem gimnazjum, razem z wychowawcą i kolegami karmelitańskiego konwiktu w czasie wakacji nie tylko brał udział w wycieczkach krajoznawczych, ale i pisał kronikę alumnatu. Relacje z wakacyjnych przygód oraz opisy przyrody, świadczą o jego bystrości umysłu, ale i wielkiej wrażliwości chłopca na piękno, które odnosił do jedynego Autora – Stwórcy. Jak np. w następującym fragmencie:
„Wychodzimy na obszerną i zaciszną łąkę leśną. Bujna trawa, umajona białymi, żółtymi i niebieskimi kwiatami, bawiła oko swym pięknym różnobarwnym kobiercem. […] Człowiek przyzwyczajony do jednych widoków natury, nie może podziwiać w tym wszechmocności Pana Boga. Gdy zaś na przykład zobaczy nowy kwiatek na wiosnę, zobaczy całe pola pokryte zielonością, jakoś mimo woli przychodzi mu na myśl, Kto to wszystko stworzył, Kto się tym wszystkim opiekuje? Lecz wnet sam sobie odpowie: Pan Bóg, którego my przez te Jego dzieła poznajemy, uczymy się Jego kochać, dziękować Mu za Jego dary” (Wycieczka do Tatr, 1896).
Wstąpienie do ogrodu Maryi
Wchodząc na drogę powołania zakonnego, brat Anzelm od św. Andrzeja Corsini miał świadomość, że Karmel jest takim „ogrodem Maryi”, gdzie każdy karmelita czy karmelitanka mają w nim żyć na wzór Maryi, odzwierciedlając w swoim życiu Jej cnoty. W okresie nowicjatu i formacji w Czernej, w latach 1901-1903, element „kwiatów” występuje obficie w jego notatkach duchowych i w poezji:
„Dziecięcą miłość do Najświętszej Panny Maryi staraj się nabyć – znoś przed Nią kwiaty uczuć i bukiety cnót i z ufnością Jej wzywaj – ofiarując przez Nią uczynki Jezusowi” (Postanowienie z 21 XII 1902).
Obym miał miłość, umarł od miłości!
Niebo zerwałbym jej siłą na ziemię!
Maryjo – miłość – tym kwiatem młodości
Odnów mię dzisiaj, odnów ludzkie plemię.
(Maryi…, 6v).Mój cel, me życie, większa chwała Boża!
Drogą i środkiem – Maryja, ma Matka!
Rano mi świeci, jak złocista zorza,
Wieczorem kryje, aby życie kwiatka
Po ciężkim srogim namiętności skwarze
Orzeźwić rosą, dać Synowi w darze.
(U stóp mej Pani, 12v)Żywisz ptaszęta i leśne owady,
Motylów roje i polne świerszczyki;
Kwiatami stroisz i łąki i sady,
Jak ton muzyki –
A mojej duszy przyświecasz na gorze –
Kocham Cię Boże!
(16r)
„Mędrzec bez cnoty, to drzewo bez owocu; na niem okazują się przepyszne liście; dają się spostrzec i kwiaty, które wiele rokują, ale wiatr próżnej chwały osusza te liście, a ogień własnej miłości pochłania kwiaty, tak że drzewo staje się bezpłodnem i nie przynosi owocu” (s. 379r).
Rzucać kwiaty
Ojciec Anzelm z własnego doświadczenia życia duchowego tłumaczył, co znaczy „rzucać kwiaty pod stopy Jezusa”, jak czyniła to jego przyjaciółka – św. Teresa od Dzieciątka Jezus. W ten sposób Sługa Boży uczył swe duchowe dzieci wyrażać Jezusowi miłość:
„Rzucajmy kwiaty apostolstwa przez słowo prawdy i Ewangelii, przez uczynki miłosierdzia, tak co do duszy, jak ciała, bo te wołają językiem miłości i znaczmy przejście nasze przez życie nie głosem chwały naszej, lecz aktem ofiary ciągłej, stałej w najmniejszych nawet okazjach. […]
Wiecie, co znaczy rzucać kwiaty, aby zdobywać dusze? To znaczy być rzuconym, jako ofiara gotowa na wszystkie męki, z zupełnym zapomnieniem o sobie. Rzucać kwiaty, to oddać się całkowicie, żyć poświęceniem i ofiarą, to rzucać co krok akty miłości i ofiar; to nic nie zachować dla siebie ani dla siebie nie przyjmować, lecz wszystko dać, ze wszystkiego się ogołocić, aby wzbogacić duszę; to znaczy jednym słowem: kochać Boga, kochać bliźniego i z miłości do Boga stać się całkowitą ofiarą” (GK 4 (1930) 2-7).
Cnoty jak kwiaty…
W pracy duszpasterskiej, w homiliach i artykułach używał porównań i symboliki kwiatów, by wytłumaczyć słuchaczom prawdy teologiczne. W jego pismach czytamy:
„Czyż zrzekniemy się kwiatów, gdyśmy tak mało do nich podobni? Czyż potępimy najpiękniejszą ziemi ozdobę, gdy nam do piękności daleko? Nie bądźmy okrutni dla siebie! Wszak i spod lodu wygląda stuoczna stokrotka i z poddasza zwiesza się fuksja, i w suterenach przypomina się mile niezapominajka; przy łożu chorego kwiaty ból koją i dają nadzieję zdrowia, a nawet groby kwiatami ozdobione, zdają się mówić, że żyją” (GK, 1930).
Często o. Anzelm cechom kwiatów, ich pięknu, zapachowi przypisywał cnoty chrześcijańskie. W jego Konferencjach zakonnych, czytamy:
Czystość i lilie
„Owoc żywota Maryi, śliczny nazareński Kwiat Dziewictwa, jest najpiękniejszy między synami ludzkimi, którego pragną widzieć i adorować sami aniołowie. On jest bowiem blaskiem chwały Ojca i obrazem Jego istoty. My zaś w Owocu Maryi, Synu Bożym, znajdujemy podobieństwo do Boga i prawdziwą radość i wielkość” (Pozdrowienie Anielskie).
„Ponieważ cnota czystości jest najdelikatniejszym kwiatem, który nawet oddechem się kazi, z największą troską należy ją pielęgnować, by trwała w swej piękności. Z tego powodu czystość potrzebuje obrony i pomocy także innych cnót, którymi są: wstydliwość, skromność, wstrzemięźliwość i umartwienie” (O czystości, s. 104).
„Chyba zgodzicie się ze mną, że najwięcej nas zachwycają u św. Józefa: Dzieciątko Jezus, które piastuje i lilia, która go zdobi. Dzieciątko wskazuje na jego godność, a lilia na jego piękność, bo dla niej Boga piastuje. Jak jego przeczysta i nienaruszona Oblubienica Maryja, dla swej niepokalanej czystości i dziewiczości, godna była stać się Matką Boga, z panieństwem łącząc macierzyństwo, tak św. Józef dla tejże cnoty osiągnął tak wysokie stanowisko wobec Boga i wobec nieba, wobec Kościoła Świętego i wobec całego świata chrześcijańskiego” (Józef – lilia).
c.d.n.
Opracowała: s. Konrada Dubel CSCIJ