Przeskocz do treści

MIŁOŚĆ MARYI W ŻYCIU ŚW. TERESY OD DZIECIĄTKA JEZUS

 

  Nawet pobożni dziwią się, dlaczego Teresa od Dzieciątka Jezus jest tak kochana i wzywana, i zdaje się im, że za wiele jest tej czci, jaką odbiera Dziewica z Lisieux. Gdy jednak ktoś głębiej się wczuje w dzieje tego „maleńkiego kwiatka”, gdy wczyta się w ten jeden prosty, a tak szczerze Boży kantyk jej życia, dziwić się będzie, dlaczego Teresa nie jest jeszcze bardziej kochana. Bo życie tego kwiatka, to nic innego, jak rozradowane Magnificat ku czci Boga i ku czci Matki Najświętszej, w którym rozwijają się do wyżyn niedościgłych: wiara, ufność i miłość, cudowną wprost prostotą dowodząc, jak będąc maleńką, można podobać się Najwyższemu.

To dziecko Karmelu porywa dusze nie ilością swych cudów, lecz najpowszedniejszym z cudów, że świętość polega nie na wielkości uczynków, lecz na wielkości miłości w najdrobniejszych rzeczach. Pokorne Magnificat Niepokalanej Dziewicy Maryi: to treść życia Teresy. Miłość jej złoci tak heroiczne ofiary, jak codzienność dnia zwyczajnego, podobnie jak słońce barwi swym blaskiem zarówno szczyty gór w śnieżystą odziane szatę, jak i niskość kwiatka ukrytego w dolinach.

Gdzież Teresa wyczuła piękność doskonałości tak wysokiej, a przy tym tak prostej i Bożej? Sama się nazywa kwiatem Maryi. Maryja była formą jej świętości; na wzór Matki Jezusowej stała się najmniejszą służebnicą, żyjącą według słowa Ewangelii: „Jakże proste jest życie Maryi!” W tej to formie i miłości Maryi znalazła Teresa świętość tak wysoką, a tak wszystkim przystępną, bo cóż łatwiejszego jak naśladować Matkę?

(...) Od maleńkości jest między Teresą a jej niebieską Królową serdeczność dziecięcego współżycia. Pomińmy szczegóły, które z takim artyzmem opowiada o swym nabożeństwie majowym, o dwóch świeczkach, przejdźmy w milczeniu nad jej pierwszą spowiedzią, z której tak dobrze pamięta naukę spowiednika i postanowienia, by jeszcze goręcej kochać Królową nieba, zostawmy jej dziecięcy rachunek sumienia, w którym pyta, czy Maryja była dziś z niej zadowolona, niepodobna przecież pominąć pierwszego spotkania Dziecka z Matką Najświętszą, spotkania, które możemy to twierdzić, stało się źródłem jej duchowego dziecięctwa. Opisuje je w Dziejach duszy.

W chorobie „nie znajdując pomocy na ziemi i umierając z boleści, zwróciłam się do mojej niebieskiej Matki, prosząc ją z całego serca, by się wreszcie nade mną zlitowała. Nagle statua się ożywiła. Dziewica Maryja stała się tak piękna, tak piękna, że nie mam wyrazów na oddanie tej piękności niebieskiej. Oblicze jej tchnęło słodyczą, dobrocią, czułością niewypowiedzianą, ale do głębi przejął mię zwłaszcza jej zachwycający uśmiech! Na ten widok znikły wszystkie moje utrapienia, łzy wytrysnęły mi z oczu, były to łzy niczym niezamąconej, niebiańskiej radości! Najświętsza Dziewica postąpiła ku mnie... uśmiechnęła się do mnie... O, jakże jestem szczęśliwa, pomyślałam, ale nikomu o tym nic nie powiem, bo moje szczęście zniknęłoby bezpowrotnie...” Teresa została uzdrowiona.

Zdarzenie to zestawione z całością jej życia tłumaczy nam tajemnicę jej dziecięctwa duchowego, tego codziennego uśmiechu wśród najtrudniejszych ofiar i cierpień, jakie dawała Bogu, rzucając ustawicznie róże. Uśmiech Maryi stał się dla niej wiosną majową, w której mnożyły się jej cnoty, a męczeństwu jej wewnętrznemu towarzyszyła radość cichego zaparcia. Łaska ta odnowiła się przy jej pierwszym spotkaniu się z Jezusem, przy Komunii świętej. Jakże rzewnie i serdecznie wspomina przy swym ofiarowaniu się w ten dzień Matce Bożej ten jej uśmiech: „Wspominałam na jej widzialny uśmiech, który mnie wtedy uzdrowił. Wiedziałam dobrze, co jej zawdzięczam... Wszak to ona dziś z rana złożyła w mym sercu swojego Jezusa, ów kwiat polny i lilię padolną”.

Są przy klasztorach Karmelu ogrody zamknięte, w których zaciszu oddane Bogu dziewice zażywają czasem świeżego powietrza. Nie o tych ogrodach tu mowa, lecz o tym mistycznym, w którym kwitną kwiaty Bożą zroszone rosą i Bożą hodowane ręką. Teresa z ziemi bezwodnej przeszła do tego ogrodu i oddała się w ręce niebieskiej ogrodniczki. Maryja umieściła ją w nim nad obfitym źródłem wód i sama objęła troskę o to dziecko swoje, któremu już tyle względów wyświadczyła.

(...) Teresa, opisując swe szczęście mówi: „Maleńka, nowo narodzona Maryja ofiarowała małemu Jezusowi swój mały kwiatek. W dniu tym wszystko było maleńkie... wielkie tylko były łaski, które otrzymałam...” Jakie to były łaski? Wskazuje je dalszy ciąg jej życia, wzorowany na Maryi i na jej życiu prostym. Nie tyle sama się doskonali, ile pozwala się urabiać swej Matce. „Wyobrażałam sobie moją duszę, jako leżącą odłogiem, i prosiłam Matkę Najświętszej, aby ją oczyszczała od niedoskonałości”. Życie jej zakonne rozwija się w swej prostocie, jako naturalne obcowanie ze swoją ukochaną Matką. Gdy cierpi, gdy się cieszy, gdy wielkie myśli snuje o misjach, gdy duszami nowicjuszek kieruje i przegląda ich myśli, szuka rady u swej Matki. W największym swoim opuszczeniu i oschłości największą jej siłą i modlitwą jest Zdrowaś Maryjo. Maryja była formą jej świętości. Sama to stwierdza i streszcza:

„Jak skończy się historia małego kwiatka? Może będzie zerwany w całej swej świeżości i przeniesiony do innej przystani?... Nie wiem, ale pewna jestem, że miłosierdzie Boga zawsze mu towarzyszyć będzie i że nigdy nie przestanie błogosławić Matki, która go dała Jezusowi. Na wieczne czasy cieszyć się będzie, że jest jednym z kwiatów Jej korony, na wieczne czasy śpiewać będzie ze swą Matką ukochaną pieśń zawsze nową, miłości i wdzięczności”.

Miłość Teresy do Matki Boga rośnie od pierwszego uśmiechu aż do ostatniego spotkania, gdy padół jej zamieni się w krainę żyjących. Lecz w miarę zbliżania się tej chwili dusza jej przechodzi przez prawdziwy czyściec mąk zewnętrznych i wewnętrznych. Udręczona czuje nieprzyjaciela przy sobie: „Szatan jest przy mnie, a ja nie mogę się modlić... Mogę tylko patrzeć na Najświętszą Matkę wymawiając imię Jezus”.

Rzadko spotykamy u największych nawet czcicieli Maryi tak proste, a zarazem tak głębokie myśli o niebieskiej naszej Matce, jak u Teresy. Mówiło tu serce dziecka. „O, jakże kocham Maryję! Gdybym była kapłanem, jakże pięknie mówiłabym o Niej! Przedstawiają Ją zwykle, jako niedostępną i niedościgłą, gdy należałoby raczej ukazać, że jest łatwa do naśladowania. Jest Ona bardziej Matką niż Królową! Dziewica Maryja! Jakże proste wydaje się mi Jej życie!” Tak, bo dziecku życie Matki zawsze wyda się proste.

(...) Ostatnie jej chwile są śpiewem dziecka do Matki i uśmiechem miłości do Niej. Gdy jej nie dano pozwolenia na śmierć, jak o to prosiła, rzekła: „Niczego się nie dopraszam, byłoby to opuścić drogę zgadzania się z wolą Bożą, proszę tylko Matkę Najświętszą, by przypomniała Panu Jezusowi nazwę Złodzieja z Ewangelii, niech nie zapomni mnie ukraść...” Jezus zbliżał się rzeczywiście, 30 września, nad ranem, powiedziała do sióstr, spoglądając na statuę Maryi: „Modliłam się do Niej gorąco, ale było to konanie bez promyka pociechy!” Pociecha była blisko. Maryja zeszła z nieba, by zabrać dziecko i oddać je Jezusowi. Głos dzwonu na Ave Maria zwiastował Jej przybycie. Teresa z niewysłowioną miłością spojrzała na wizerunek Niepokalanej swej Matki; zdawało się, że śpiewa hymn wiosenny, w którym ranna jutrzenka rumieni się zorzą wieczorną!... Grot miłości Boga i Maryi zadaje jej ostatni pocisk: „O, jakże kocham Boga... Kocham Cię...” A potem podniosła oczy, pełne zachwytu i niebiańskiego pokoju, ku Matce Najświętszej... A potem już oko nasze nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce nasze nie pojmie, jaką chwałę Maryja zgotowała swojemu Dziecku!..

Na grobie zakwitły lilie, z nieba posypały się róże, a ich woń napełnia świat. Niektórym zdaje się, że krzywda dzieje się Matce Boga, bo Teresa jest za wiele wzywana. Słuchajmy samej Teresy: „Mówiono mi, że Jej blask (to jest Maryi) zaćmiewa wszystkich świętych, jak słońce wschodzące swym blaskiem zaćmiewa gwiazdy. Mój Boże, czy to możliwe? Matka miałaby umniejszać chwałę swych dzieci? Ja myślę zupełnie przeciwnie, mam przekonanie, że Ona właśnie pomnaża chwałę wybrańców nieba”. Czy to prawda? Niech sądzą o tym wierni słudzy Maryi i czciciele Teresy od Dzieciątka Jezus!

Zob. Mała droga dziecięctwa duchowego, Łódź 1997, t. 1, s. 68-77.