Przeskocz do treści

Zbiór aforyzmów, humorystycznych powiedzeń Sługi Bożego o. Anzelma, wybrany przez o. Otto Filka OCD. Łódź, 13 X 1984. (fragm.)

Dziecinne figle, z których był znany Maciej Gądek w rodzinnej Niegowici, i które płatał potem w konwikcie wadowickim a nawet w nowicjacie czerneńskim, przypisuje się jego żywemu temperamentowi, spostrzegawczości paradoksów życia a potem wyrobionej w sobie chęci budzenia życia i pogody. Przez pracę nad sobą stał się człowiekiem radości i siewcą radości.
Dowodzą tego jego RADYAFORYZMY:

"Prawdziwie cnotliwy jest zawsze słoneczny" (L do J.U. 1961)

***

"Radość prawdziwa jest cechą dzieci Bożych" (L do J.U. 15 VII 1936)

***

"Powinnaś roznosić wszędzie radość a nie kwilić ciągle nad sobą.
Służyć Bogu znaczy królować i nad sobą
i nad przypadłościami życia" (L do J.U. 1 X 1964).

***

"Tam szczęśliwiej, gdzie jest radość,
która się z krzyża rodzi" (L do S.G. 30 IX 1925)

***

W życzeniach świątecznych pisywał:

"Radości bardzo życzę,
bo smutek to chyba największa choroba" (L do O.W. 4 IV 1967).

***

"Niech brak zdrowia zastąpi radość ducha,
bo to może najskuteczniejsze lekarstwo" (L do O.W. 4 IV 1967)

***

A gdy sam cierpiał, był słaby i pióro samo wypadało mu z ręki:

"Każdy dzień niesie jakieś cierpienie (...).
Staram się nadrabiać humorem".

***

"Ja nie choruję, lecz starość dobrze czuję i cierpię nawet wiele. (...)
Staram się jednak być radosny,
i radości i zdrowia i pięknych myśli
życzę Drogiemu Ojcu na gwiazdkę" (L do O.W. 15 XII 1966).

***

Pisząc z trudnością kończy życzenia:
"Resztę powinszuję uśmiechem lub słowem żywym,
jeśli będę miał szczęście uściskać W. Ojca w Łodzi" (L do O.W. 13 IV 1969).

***

"Pragnę widzieć Siostry Dzieciątka wesołe ale rozważne, skupione,
umiejące myśleć i chcieć, i działać z równowagą myśli i woli,
pilne w pracy, ofiarne dla drugich, twarde dla siebie" (L do SS. w Cz. 27 II 1956).

HUMOR KRONIKARZA

Ojcu Anzelmowi powierzono kroniki w Wadowicach i w Krakowie. Podając rzeczy ważne okrasił je tu i ówdzie żartem własnym lub powtórzeniem cudzego. Klasztor w Czernej zakładając nowy dom zakonny w Krakowie, postanowił po pewnym czasie zrzec się władzy nad czteroosobowym zgromadzaniem krakowskim pozostawiając mu ciężar dalszej budowy kościoła, klasztoru i wieży. Ojcowie krakowscy bez grosza, nadto zadłużeni, odsyłają do Czernej "łaskawy dokument nadania suwerenności", a o. Anzelm opatrzy to w kronice uwagą: "Czerneńscy Ojcowie podobni są do tego ewangelicznego człowieka, który zaczął budować wieżę a nie mógł potem dokończyć" (Kr Krak I k. 17r).

Teren budowy na Rakowicach był obiektem wypraw na owoce i jarzyny, i schadzek chuliganów. O. Anzelm miał określony czas strzeżenia, co też kilkakrotnie wyprowadzało go z równowagi. Strapionego z powodu obrzucenia wyzwiskami przełożony, O. Chryzostom Lamoś pocieszał słowami: "Takie są strapienia fundatorów" - a spoglądając mu z uśmiechem w oczy dodawał "podoba ci się korona. Nie odrzucaj utrapienia" (Kr Krak I, k. 25).

W warunkach fundacyjnych trapiły zakonników różne braki. Zdarzyło się, że dla przybyłych z Czernej braci dla sprawunków w Krakowie nic się na posiłek nie znalazło jak tylko kwaśne ogórki w beczce. "Ale humory gościom nie pokwaśniały", stwierdził kronikarz (Kr Krak I, k. 20r).

Zakrystię wyposażały Karmelitanki z Łobzowa. Kiedy przełożony domu wstał po ciężkiej chorobie, przysłały mu prezenty, między innymi czarny ornat. O. Anzelm uznał za wskazane napisać zdanie O. Lamosia wypowiedziane przy tej okazji: "Chory jest, czarny ornat jest, jeszcze trumny potrzeba" (Kr Krak I, k. 56). Umieli i w ubóstwie żartować sobie czterej fundatorzy!

KALAMBURZYSTA

W listach lubił o. Anzelm posługiwać się paradoksami, zwrotami zawierającymi grę słów i komiksy: po przyjeździe na miejsce odpoczynku powiadamia:

"Znalazłem się w Polanicy, choć się jeszcze nie zgubiłem" (L do O.W. 8 XI 960).

***

"Wróciłem z wczasów, nie wiem czy wypoczęty,
czy zmęczony próżnowaniem" (L do O.W. 1 IX 1959).

***

Informuje o podróżach ekonoma prowincji znanego z oryginalnych konceptów:

"O. Gabriel objechał - to jest nie słowami ale koleją i autobusem
- większość naszych domów, dzieląc się obfitością
swoich wysokich myśli" (L do O.W. 8 XI 1961).

***

Miał zwyczaj czynić delikatne wymówki tym, w których zachowaniu było coś do poprawienia; nie bywało to przykre, wyczuwano zresztą szlachetny zamiar. Prosił jednak o cierpliwe znoszenie go w tym, kończąc list:

"Życzę ci wesela, spokoju i cierpliwości zwłaszcza w tym,
który znajduje pociechę w dokuczaniu" ("Listy" t. VII, s. 190).

***

Poszły Siostry do kościoła na nabożeństwo odpustowe. W drodze powrotnej zaskoczyła je ulewa. Wróciły mokre jak wydry ale szczęśliwe i uśmiechnięte.

***

Stwierdzając osłabienie pamięci, imion, nazw itp. snuje refleksje nad sobą:
"Wszystko się opuszcza, a najsmutniejsze, że sam się opuszczam.
Myślę, że mię dociągną do mety ci i te,
którzy się za mnie Panu Jezusowi naprzykrzają i nadrabiają,
co mi nie dostaje". (L do O.W. 20 II 1968).

ŻART WYCHOWUJĄCY

Żartem posługiwał się O. Anzelm także w celach wychowawczych, a także dla odprężenia siebie samego. Nawał pracy szkolnej, zgłaszane do rektora interesy studentów, sprawy wykładowców, troska o sprawy materialne, były wielkim ćwiczeniem cierpliwości. Kiedy jeszcze w Krakowie "twardej pracy był poddany", dodawał: "Ale korzyść w tym była taka, że nie miał czasu na chorowanie" (Kr Krak I, k. 61r).

A teraz w Rzymie: "Zajęcia mam wiele, jak to przy zarządzie domem. Drzwi się nie zamykają w celi, chyba gdy mnie nie ma albo w nocy. Poza tem, co chwila ktoś puka. Stąd też studia moje na tem cierpią, jaki miły kiermasz ma się z tymi dziećmi internacjonalnego kolegium" (L do S. T. 2 II 1928).

Jako wychowawca potrafił wykorzystać okazję, by kogoś poprawić miłym sposobem. Jeden z braci, imieniem Cyryl, lubiany przez wszystkich, nadto pielęgnował swoje włosy. Zdarzyło się, że gdy odnawiał profesję i klęczał przed ołtarzem, jedna ze świec zgasła. O. Anzelm powiedział mu: "Patrz, zgasła świeca na znak, że Wasza Miłość postanowił wyrzec się wszelkiej próżności, także we włosach". Wszyscy się uśmiechnęli, a O. Cyryl wspomina z wdzięcznością miłą przymówkę (Wspomnienia O. Albino Marchetti).

Z siebie samego w chorobie i starości żartować aż do końca to już objaw raczej jakiejś duchowej młodości. Pragnął ją posiąść i zachować do końca O. Anzelm. "Pewno ciekawaś, czy jestem zdrowy" pisze z Rzymu pod koniec 1927 r. do swej siostry w Karmelu "czasem aż przychodzi ochota, żeby zachorować, ale nie ma na to czasu; najczęściej ta ochota się zdarza, kiedy rano trzeba wstawać. Takiego mam "lenia" jak nigdy dotąd, a że mocny, więc muszę wszystkich sił używać, aby go powalić, bo z wymyślania nic sobie nie robi".

W chorobie na zapalenie płuc pisze krótki list uspokajający prowincjała: "Zapalenie płuc, jak doktor mówił, poważne, cudownie minęło, ale trzeba będzie jeszcze tydzień odcierpieć. Mam wszystkie wygody, lekarstwa, zastrzyki i nic nie cierpię, prócz jednej niecierpliwości, że trzeba jeszcze w łóżku leżeć". (L do O.W. 31 I 1962). A po dwóch tygodniach uzupełni: "Więcej cierpiałem z powodu tych wygód niż z samej choroby (...). Na zimno jestem zapalny" (L do O.W. 14 II 1962). Po tygodniu: "(...) wykaszlałem już chorobę" (L do O. W. 21 II 1962).

Kiedy dziewiąty krzyżyk nad nim się przechyla, mimo to nie daje się pokonać starości: "U mnie fizyka się kończy: bóle w piersiach, zawroty w głowie, osłabienie z potami, nadrabiam miną ale mię ubywa. Nawiedza lekarz, jednak kuracja zaznacza się raczej ujemnie. Mimo to wszyscy mi winszują, że dobrze wyglądam, a ty Maciuś cierp" (L do O.W. 4 IV 1967).

Lękał się, by nie stać się ciężarem dla otoczenia, więc do końca niemal pociesza się świadomością, iż może pracować: "Mimo rozmaitych wrażliwości nie jestem jeszcze ciężarem, do chóru chodzę, wyjątków nie mam, nawet jeszcze w niedzielę kazańko powiem. Jedyna trudność, że jestem ciężarem taksówki i obciążeniem przez to kasy domowej" (L do O.W. 27 VI 1968).

Na kartce-bileciku znajdowała się winieta przestawiająca Świętą Rodzinę podróżującą z osiołkiem, ciągniętym przez św. Józefa po kładce; znalazł w tej grupce O. Anzelm siebie: "Ufam, objaśnia, że Dzieciątko i Matka Jego przy trosce św. Józefa wprowadzą z Egiptu do Ziemi obiecanej także osła, choć czasem wierzga" (L do J.U. 6 I 1967).

Z wszelkich zauważonych u siebie objawów, właściwych wiekowi 86-letniego człowieka, potrafi sobie uczynić wyścig myśli i wiary, wszystko wyprzedzającej. Kiedy w zgromadzeniu łódzkim grypa wszystkich po kolei kładła, on o sobie: "Ja, Bogu dzięki grypy nie miałem, ale osłabienie ciągle mi towarzyszy a temperatura 35,7 i senność morzy, zwłaszcza w rannych godzinach, tak że z piórem w ręku zasypiam. Uprzedzam zaśnięcie dozgonne" (L do O.W. 20 II 1969).

Anzelm był człowiekiem, za symbol którego można uznać kwiat, dzieło słońca, miłości Bożej i przejaw dziecięctwa Bożego. Jako uczeń św. Teresy, reformatorki, trzymał się jej opinii, że humor też jest potrzebny, żeby znieść życie.

"RADOŚĆ  PRAWDZIWA  JEST CECHĄ  DZIECI  BOŻYCH".